wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział XV Na bagnach

    Kate podniosła stopę. Coś głośno chlasnęło i dziewczyna wiedziała już nawet co. Oboje znajdowali się na bagnie. Dopiero teraz Kate zrozumiała, dlaczego korytarz, którym szli zrobiony był z błota.
    Miejsce, na które patrzyli przyjaciele bardzo przypominało to ze strasznych horrorów.
    Nad ziemią unosiła się mgła tak gęsta, że Katlin ledwo mogła dostrzec, co znajdywało się metr przed nią. Dziewczyna powoli ruszyła przed siebie zapadając się po kostki w brązowej brei, która nie tylko wyglądała odstraszająco, ale wydzielała również ohydny słodkawy zapach przywodzący na myśl gnijące mięso. Mike ruszył za przyjaciółką. Widział przed sobą jej plecy. Chłopak zaczął iść szybciej, bo zauważył, że Kate również przyspieszyła tempa. Jednak po kilku minutach zarys Katlin znikł mu z oczu. Mike został sam.

* * *

    Katlin obejrzała się za siebie. Tam, gdzie przed chwilą był Mike znajdowała się pusta przestrzeń. Mgła powoli opadała, ustępując miejsca niepokojącemu widokowi. Wszędzie było błoto. Tylko w niektórych miejscach z wody wystawały trzciny tańczące spokojnie na wietrze. Wtedy dziewczyna coś zauważyła. Przedmiot znajdował się daleko, więc Kate musiała do niego podejść aby się upewnić w swoich mrocznych przekonaniach.
    Kiedy dziewczyna podeszła bliżej przeszedł ją nagły dreszcz. W błocie leżała zabawka. Mały, pluszowy miś. Niby nic niezwykłego, jednak dziewczyna nagle dostała tak strasznych drgawek, że musiała ukucnąć aby nie upaść. Wtedy w trzcinie za swoimi plecami usłyszała szum. Od razu poderwała się z miejsca i uciekła. Nie widziała już jak mały, pluszowy miś zostaje pochłonięty pod ziemię, przez drobną rączkę...


____________________

Wiem, że BARDZO BARDZO MAŁO, ale bark mi weny i to bardzo bardzo... 

wtorek, 22 października 2013

Mgielna dama cz.3


Obudziło go wołanie.
-Wstawaj! Zobacz gdzie trafiliśmy.
Chłopak otworzył oczy, a to co zobaczył przeraziło go. Leżał na jakimś pustkowiu. Po horyzont rozciągała się ogromna pustynia. Nie przypominała jednak Sahary. Piasek był czerwony i rozżarzony. Nie było tutaj nawet małych uschniętych krzaków, które na naszych ziemskich pustyniach zawsze się znajdą. Dzieci stały i patrzyły w ciemne niebo usiane milionami gwiazd. Nagle Adrian spojrzał na Sarę. Twarz miała zapłakaną.
-Nigdzie nie widać nic, czym moglibyśmy wrócić do domu… -Powiedziała przez łzy.
-Zostaniemy tutaj….
Zapadło głuche milczenie przerywane tylko świstem wiatru. Dzieci usiadły na piasku i czekały… Powoli robiły się strasznie ospałe. Straciły już wszelką nadzieję na powrót do domu. Nagle dziewczynka podniosła wzrok. Zdawało jej się, że widzi jakąś jasną postać sunącą do nich przez mgłę.
-Adrian ja chyba mam gorączkę. Widzę jakąś zjawę.
Chłopak dotknął jej czoła. Było tylko lekko mocniej rozgrzane, ale nic nie wskazywało na gorączkę.
-A gdzie widzisz tą… zjawę? –Zapytał z obawą i spojrzał w kierunku, który wskazała koleżanka.
-Ja nic nie widzę… Chociaż, czekaj. –I wysilił wzrok. Dojrzał małe światełko unoszące się nad ziemią. Dzieci czekały w napięciu. Z czasem świetlista postać jaśniała i można było rozpoznać jej twarz. Była to młoda kobieta o srebrnych włosach, złotych oczach i w przewiewnej białej szacie. Na tle nocnego nieba wyglądała jak gwiazda. Postać zbliżyła się do dzieci i wyciągnęła rękę. Sara zrobiła to samo. Adrian złapał ją w ostatniej chwili.
-Co ty robisz?! –Zapytał przerażony.
-Zaufaj mi. -Odpowiedziała spokojnym głosem Sara i chwyciła kobietę za rękę.

Wtedy postać wyciągnęła drugą rękę . Adrian niepewnie zrobił to samo, co jego koleżanka. Kiedy dotknął świetlistej dłoni błysnęło jasne światło. Chwile później oboje leżeli na znanej im leśnej polanie

* * *  

Po dwóch tygodniach, od powrotu dzieci do domu w gazetach zaczęły się pojawiać ciekawe artykuły: „Dzieci z Czerwonej Planety”, „Kosmici na Ziemi”, „Najnowsze pojawienie się UFO”,
„Tajemnica NASA” i jeszcze wiele takich.
A dzieci? Siedziały razem w domu w letnie wieczory, rozmawiały, oglądały filmy i śmiały się z tych pogłosek. Nie obchodziło ich, co mówią inni. Najważniejsze dla nich było jedno: Znalazły prawdziwą przyjaźń.






sobota, 19 października 2013

Mgielna dama cz.2


* * *  

Dziewczyna wbiegła na plac przed szkołą akurat w momencie, gdy podjeżdżał autokar, którym mieli udać się do rezerwatu. Kiedy była już prawie u celu, ktoś podłożył jej nogę. Biedna dziewczyna straciła równowagę i upadła. Spróbowała wstać, lecz gdy to zrobiła, poczuła ostry ból w kostce. Nie wytrzymała i znów runęła na ziemię. Nagle ktoś chwycił ją za ręce i pomógł jej wstać. Podniosła twarz i zobaczyła Juliet, swoją najlepszą przyjaciółkę.
Juliet, tak naprawdę nazywała się Julia, ale jej angielskie korzenie oraz zamiłowanie do tego kraju i języka zmusiły ją do zmiany imienia.
Kiedy Sara stanęła prawie o własnych siłach usłyszała za sobą szyderczy śmiech. Odwróciła się na pięcie i spostrzegła Adriana. Był to wysoki ciemnowłosy chłopak z jej klasy. Nikt go nie lubił od czasu, gdy przeniósł się do ich szkoły. I choć od tego wydarzenia minęło już pół roku, nie znalazł sobie żadnych kolegów. Wiele razy groziło mu wylanie ze szkoły, co nie nastąpiło pewnie za sprawą jego bardzo wpływowego ojca. Sara nie zwróciła na niego uwagi, wiedziała, że jest jedną z osób, najbardziej przez niego nielubianą. Z wielką powagą pokuśtykała do autokaru.                                                                                                                                                                        
Kostka nie była zapewne skręcona, bo po jakimś czasie czuła się już lepiej. Autokar powoli ruszył z postoju. Sarę ogarnęła nagle wielka senność.

* * *  

Do rezerwatu dojechali około południa. Słońce zaczęło grzać niemiłosiernie, więc wszyscy ucieszyli się, gdy mogli schronić się w cieniu leśnych drzew. Sara układała po drodze plan zemsty na Adrianie. Wpadła już na genialny i klasyczny pomysł.                                                                                                                                                   
Nagle do wycieczki zbliżył się wysoki jasnowłosy mężczyzna około trzydziestki.
-Witam, nazywam się Mateusz Grzybny i jestem waszym przewodnikiem – Przedstawił się nieznajomy. –Dzisiaj oprowadzę was po naszym pięknym rezerwacie. Tylko jedno krótkie upomnienie. Prosimy nie wychodzić poza ścieżkę… -Tu zaczął wymieniać wiele zasad bezpieczeństwa, których i tak nikt nie był w stanie spamiętać.
Sara go jednak nie słuchała. Myślami już widziała poirytowaną minę kolegi.
Po powtórzeniu przez przewodnika wszystkich punktów regulaminu, wycieczka nareszcie ruszyła ścieżką, w głąb lasu. Dziewczynka zapomniała już, że miała napawać się zielenią i szumem drzew. Szła w środku grupy, więc przy pierwszym zakręcie ukryła się potajemnie w krzakach. Wyciągnęła coś z kieszeni i położyła to na chodniku. Nadszedł Adrian. Już miał ominąć kryjówkę Sary, gdy coś przykuło jego uwagę. Na ziemi leżał dwudziestozłotowy banknot. Sięgnął po niego nie wiedząc, że dziewczyna tylko na to czeka. Kiedy już miał pochwycić pieniądz, ten nagle uniósł się w powietrze i odleciał kawałek dalej. Chłopak nieświadomy podstępu zszedł z drogi i pobiegł za nim. I takim oto sposobem razem z Sarą znaleźli się na leśnej polanie. Wtedy banknot opadł i już nie poruszył się.. Adrian gotował się do skoku na niego. Skoczył i… znalazł się na ziemi, bo właśnie w tym momencie dziewczynka pociągnęła za linkę dowiązaną do pieniądza. Sara zachichotała. Adrian wstał i podszedł do jej kryjówki.
-Co ty tutaj robisz? - Zapytał z nieudawanym zdziwieniem.
-To kara!                                                                                                                                                           
-Za co?
-To już nie pamiętasz? –Odpowiedziała ze złością Sara i ruszyła w stronę pola.
-Zaczekaj! –Adrian podbiegł do niej.
-Ja ci podstawiłem nogę bo… bo chciałem do ciebie zagadać tylko nie wiedziałem jak…  
-Mówiąc to zaczerwienił się.
-Chciałeś pokazać jak bardzo mnie lubisz, skręcając mi kostkę?!
-Ja wiem może teraz to brzmi trochę głupio ale… tak.
-Ok. O tym porozmawiamy później ale… gdzie my jesteśmy?
-Nie wiem. Masz komórkę? –Zapytał Adrian. Sara przytaknęła i wyjęła telefon. Po chwili jednak zobaczyła, że nie ma zasięgu. Dziewczyna ruszyła przed siebie próbując go znaleźć, lecz nagle Adrian złapał ją za rękę                                                                                                                               
-Zaczekaj. –Pociągnął nosem. –Czujesz? Coś pachnie dymem. – I nie czekając na koleżankę poszedł za zapachem. Po minucie marszu wyszli w pole. To co zobaczyli zmroziło im krew w żyłach. Pośrodku pola leżał dziwny obiekt. Dzieci stanęły jak zahipnotyzowane, a potem powoli zaczęły iść w kierunku statku. Nagle Adrian ocknął się.
-Co my robimy?! Ukryjmy się!
Sara szła jednak dalej aż w końcu znikła we wnętrzu pojazdu. Adrian nie czekając na nic pobiegł za nią. Kiedy wszedł do środka dziewczyny nie było. Za to na końcu pomieszczenia stała mała iskrząca się kopuła, która przykuła wzrok Adriana. Nagle nie panując nad własnym ciałem zaczął kroczyć ku niej. Nie wiedział co robi. Wpadł w trans. Kiedy znalazł się w środku, stracił grunt pod nogami. Nagle spadł w otchłań.


_____________________

Zapraszam do komentowania, oraz TUTAJ

wtorek, 15 października 2013

Mgielna Dama

Nie mam czasu na pisanie rozdziałów, więc postanowiłam udostępnić wam fragment (na razie fragment) opowiadania, które w zeszłym roku zdobyło wyróżnienie, na tle 800 prac wysłanych do Pacanowa :-) Oto one.

--------------------------------------------------



Był sobotni ranek. Na dworze panowała głucha, a czasami aż niepokojąca cisza. Tylko raz po raz przerywał ją warkot przejeżdżającego samochodu. Słońce nieśmiało przeświecało przez puchowe chmurki unoszące się na niebie. Lekki wietrzyk, falował leniwie liśćmi drzew. W małym domku na przedmieściach spała smacznie dwunastoletnia dziewczynka. Na jej twarzy malował się błogi uśmiech… Lecz nagle ciszę przerwał ostry pisk. Przypominał nieco syrenę policyjną, ale był o wiele głośniejszy. Zaraz potem nastąpił huk. Błysnęło oślepiającym światłem, a w powietrze uniósł się ostry zapach dymu. I wtedy… wszystko ucichło tak nagle jak się zaczęło. Znów zapanowało milczenie.

* * *   

Sara podskoczyła na łóżku. Była chwilowo zdezorientowana, nie wiedziała co wytrąciło ją ze spokojnego snu, który widniał jej nadal przed oczami. Jakaś mglista postać wzięła ją za rękę i uniosła w górę, tak lekko, jakby ona sama była tylko ziarenkiem piasku. Nie widziała twarzy postaci, ale była niemal pewna, że to kobieta. Z czasem jak wznosiły się razem ku chmurom postać jaśniała. Kiedy światło osiągnęło moc słońca, Sara… Obudziła się. Usiadła na łóżku starając przypomnieć sobie co ją do tego doprowadziło. Ale z myślami tak czasem bywa, że im bardziej staramy je sobie przypomnieć, tym bardziej  zapominamy. Tak stało się również w tym przypadku. Po pewnym czasie dziewczynka chciała sprawdzić, która godzina, lecz to co zobaczyła, zdziwiło ją. Budzik był spalony i ulatywał z niego śmierdzący dym. Dziewczynka westchnęła. Wzięła budzik do ręki, wyrzuciła do kosza na śmieci stojącego obok biurka i poszła się ubrać.
Kiedy po dziesięciu minutach zeszła do kuchni miała na sobie kolorowy T-shirt, jeansową kurteczkę i spodnie oraz firmowe adidasy. Natomiast swoje długie, czarne włosy spięła w kucyka, który kiwał się z każdym jej krokiem. Mogła wreszcie odczytać godzinę z zegara wiszącego nad sześcioosobowym stołem. Była godzina wpół do siódmej. Do upragnionej wycieczki szkolnej zostało jeszcze pół godziny. Całą klasą mieli dzisiaj odwiedzić rezerwat przyrody. Może nie byłoby w tym nic interesującego, ale dla dziewczynki, która niemal nigdy nie była w lesie, ponieważ jej matka była zbyt przewrażliwiona, by jej na to pozwolić, było to coś zupełnie nowego i nieznanego. Już słyszała świergot tysiąca ptaków i szum drzew, już czuła zapach mchu i paproci, już widziała rozciągającą się po horyzont zieloną puszcze…
Z rozmarzenia wyrwała ją matka.
-Saro co ty tu robisz?! Za dziesięć minut masz być przed szkołą! –Krzyknęła.
Sara skamieniała i spojrzała na zegar. Racja było za dziesięć siódma. Dziewczynka chwyciła przygotowaną już wcześniej torbę i wybiegła. Mama zdążyła tylko za nią krzyknąć:
-Na pewno nie zapomniałaś sprayu na komary?!
Lecz Sara już tego nie dosłyszała… Była w drodze po przygodę.

sobota, 12 października 2013

Informacja

Niedawno na mojego drugiego bloga dodałam posta o akcji marzycielska poczta. Tutaj już nie zdążyłam, ale wpis można zobaczyć TUTAJ!

niedziela, 29 września 2013

Rozdział XIV. Pierwszy żywioł

    Katlin i Mike weszli do komnaty. Bardzo różniła się ona od pokoju w z którego przyszli. Jej ściany również wyłożone były pirytem, jednak podłoga była z ciemnego drewna. Przez małe kamienne okienka umieszczone wysoko, aż pod okrągłym sklepieniem, wpadała do środka jasna księżycowa poświata. To już całkiem zaskoczyło przyjaciół, którzy dopiero co widzieli upalny, plażowy dzień.
    Naprzeciwko towarzyszy znajdywały się cztery drzwi. Były one ułożone w półkolu. W każdym z nich była ogromna dziura wielkości ludzkiej ręki. Miały one również szybkę. Kiedy jednak Kate podeszła by w nią zajrzeć, zobaczyła tylko własne odbicie.
    - Chyba musimy tam wejść. - Powiedział niechętnie Mike.
    - Pewnie tak. - Odpowiedziała Kate
    -To gdzie najpierw? - Spytał Mike.
    - Może zacznijmy od początku?
     Chłopak kiwnął głową i Razem z przyjaciółką podszedł do pierwszego wejścia. Kate uniosła ciężką klamkę. Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem. Za nimi była ciemność.
    Mike wszedł pierwszy. Słychać było jego kroki, jednak jakby odległe. W końcu umilkły całkowicie.
    Katlin poszła za przyjacielem. Kiedy wykonywała drugi krok w ciemności, drzwi zatrzasnęły się za nią. Dziewczyna odwróciła się i rzuciła się do klamki. Jednak tej nie było. Kate zaczęła walić pięściami w drzwi. Nagle poczuła na swoim ramieniu czyjąś rękę. Pisnęła.
    Zza narożnika wybiegł Mike z latarką. Poświecił w oczy Kate aż ta musiała je zasłonić ręką.
    - Co się stało? - Spytał roztrzęsionej dziewczyny.
    - Nie, chyba coś mi się zdawało. - Odpowiedziała Katlin sama nie wiedząc co mówi.
    - To chodź - powiedział chłopak i chwycił Kate za rękę. Razem ruszyli długim korytarzem. Katlin zauważyła, że kamień z którego zbudowany był korytarz zaczął zamieniać się w brązową breję. W błoto.
    Nagle dziewczyna poczuła coś na głowie. Coś zimnego i wilgotnego. Wzdrygnęła się i przygładziła włosy.
    "To nic." powtarzała sobie w myśli "Tylko woda". Jednak cały czas miała jednak wrażenie, że ktoś ją obserwuje
     Korytarz zaczął biec w górę. Przyjaciel musieli zwolnić, aby się nie zmęczyć za szybko.
     Kate przejechała ręką po ścianie. Była wilgotna i miękka. Dziewczyna przestraszyła się, że korytarz zaraz się zawali. Zaczęła iść szybciej. Nagle do jej uszu dotarł głuchy łoskot. Serce biło w jej piersi jak oszalałe, gdy szła w stronę, z której usłyszała dźwięk. Było to przed nią. Wtedy Katlin usłyszała jęk Mika.
    - Co się stało - Spytała zdenerwowana, jednak strach powoli ją opuszczał.
    - Uderzyłem się o drzwi. - Odpowiedział zbolałym głosem Mike.
    - Oj biedaku... - powiedziała Kate ironicznie. Strach zniknął i został zastąpiony przez sarkazm. Dziewczyna podeszła jednak do przyjaciela i pomogła mu wstać, po czym podniosła latarkę i skierowała w stronę, którą wskazał Mike. Rzeczywiście znajdowały się tam potężne drewniane drzwi.
    Katlin delikatnie je popchnęła. Rozległ się nieprzyjemny pisk. Zanim dziewczyna zobaczyła co jest za drzwiami poczuła nieprzyjemną woń pleśni i wilgoci.
    Kate zrobiła krok. Stopa zapadła jej się w wilgotną ziemię.

_______________________________________________

Wiem, że długo nie pisałam. Nie miałam weny, źle się czułam itp itd. A następny post już za tydzień.

Ps. Zapraszam!


wtorek, 24 września 2013

zapowiedź

Następny post postaram się dodać jutro ponieważ źle się czułam i nie miałam czasu tego zrobić. A na razie możecie zajrzeć na mojego drugiego bloga.

środa, 18 września 2013

Rozdział XIII. Twierdza


    Katlin stała przed ogromnymi drzwiami i wpatrywała się w górę. Stojący za nią Mike robił to samo.
    Znajdywali się przed Amriksem. Miastem duchów.
    Katlin wstrzymała oddech. Zrobiło jej się słabo, a myśl, że zaraz będą musieli tam wejść.
    Amriks był ogromny. Jego mur zdobiły różnego koloru i wielkości kamienie. W niektórych miejscach znajdywały się małe klejnoty. Z budynku w niebo wystrzeliwało pięć wież. cztery z nich znajdowały się na obrzeżach miasta, a piąta, największa, na samym jego środku. Każda z wież była zbudowana z innego materiału. Pierwsza była przeźroczysta, tak, że było widać szklane schody prowadzące na sam jej szczyt. Druga była z jakiegoś brązowego kamienia przypominającego zaschłe błoto. Trzecia chowała się za wieżą główną, tak, że było widać jedynie lekką, zieloną poświatę, która od niej biła. Czwarta – według Kate najładniejsza – zbudowana była z niebieskiego kryształu, przypominającego tafle oceanu. Wieża główna nie była niezwykła. Materiał, z jakiego ją zrobiono, nie różnił się niczym od innych zamków, jakie Katlin widziała.
    Przyjaciele stali tak jeszcze przez chwilę. Kate ocknęła się jako pierwsza.
    - Czyli musimy tam wejść? – Spytała z niechęcią.
    Mike tylko wzruszył ramionami. Towarzysze westchnęli i razem pchnęli wrota. Te ustąpiły zadziwiająco łatwo.
    - Chyba jesteśmy. – Powiedziała Kate i przyjrzała się pomieszczeniu. Zadziwił ją jego wygląd. Dziewczyna myśląc o Amriksie wyobrażała sobie ogromny złoty pałac budową przypominający trochę Hogwart (chyba nie muszę tłumaczyć co to). W kilkuset komnatach paliłyby się świecę, podłogi i ściany byłyby z metali szlachetnego. Do tego masa wież i ogromne obronne mury. Natomiast miejsce gdzie się znaleźli nie przypominało wcale tego z jej wyobraźni. Było tutaj bardzo nowocześnie. Podłoga wyłożona była czarno-białymi kafelkami. Na wprost przyjaciół znajdowało się ogromne, panoramiczne okno z widokiem na plaże. Kate bardzo to zdziwiło, ponieważ według niej, tam gdzie były kamienie powinna być ziemie, a tam gdzie morze – las.
    Katlin podeszła do ścian i przejechała po nich ręką. Były szorstkie w dotyku. Nagle dziewczyna poczuła niemiłe ukłucie. Spojrzała na dłoń, z której leciała mała strużka krwi.
    Mike szybko podszedł do przyjaciółki.
    - Coś ci się stało? – Spytał zaniepokojony.
    - Nie, nic. To tylko draśnięcie. – Zapewniła go uspokajająco Kate i szybkim ruchem wytarła dłoń w spodnie.
    Nagle Mike zrobił zdumione oczy. Kate przestraszyła się, że coś mu jest, ale ten podszedł szybko do ściany. Zaczął ją dokładnie badać. W końcu ułamał z niej kawałek kruszcu.
    - Coś tu się nie zgadza. – Powiedział i spojrzał w stronę drzwi. Po tej stronie nie były drewniane i mosiężne ale zrobione z mlecznego szkła. Katlin, jakby czytając jego myśli podeszła do wrót i spróbowała je otworzyć. Daremnie. Po chwili mocowania się z klamką dała sobie spokój.
    - Czemu nie da się ich otworzyć? – Spytała z wyrzutem.
    - To by się nawet zgadzało. – Powiedział Mike bardziej do siebie niż do Kate. – Widzisz ściany? – Spytał dziewczynę. Ta powoli pokiwała głową. – Nie są zrobione ze złota.
    Katlin nie wiedziała do czego chłopak zmierza. Czuła jednak, że to nic dobrego.
    - To piryt. – wyjaśnił Mike. – Złoto głupców.
    - I co z tego, że to nie jest prawdziwe złoto?
    - Pamiętasz jak na zebraniu Wyższych mówili nam o Amriksie?
    Na wspomnienie o Wyższych, Kate coś ścisnęło za żołądek. Mimo to przytaknęła.
    - Po ujawnieniu faktu, że istnieje złote miasto, zaczęli tu przybywać turyści ze wszystkich stron świata. A kiedy dowiadywali się, że to nie jest prawdziwe złoto, było już za późno na ucieczkę. – Mówiąc to ruchem głowy wskazał drzwi.
    - A więc chcesz powiedzieć, że nie możemy stąd wyjść. – Spytała przestraszona Katlin, po czym podeszła do okna.
    - Nie! – Krzyknął za nią Mike. – Słuchaj, ten zamek zamieszkują istoty czasu. Mogły tu wszędzie porozstawiać pułapki. Możliwe, że to okno prowadzi do jakiegoś odległego miejsca na ziemi, a może i do równoległego wszechświata. Nie wiadomo co może się stać jeżeli je zbijesz.
    Kate szybko odskoczyła od okna. W tym samym czasie przed szybą zatrzymała się jakaś postać.
    Była to dziewczyna. Miała na sobie sięgającą do kolan zwiewną sukienkę koloru turkusowego, która idealnie pasowała do barwy morza. Dziewczyna miała blond włosy, które pod wpływem słońca niemal świeciły. Obrazu dopełniały błękitne oczy, które – choć rozmarzone – miały błysk inteligencji. Jednak teraz wyraz ten ustąpił miejsca zdziwieniu, które po sekundzie stało się strachem. Dziewczyna szybko cofnęła się, w wyniku czego upadła na kamienie. Przetarła oczy, po czym wstała i uciekła.
    - Ona nas zauważyła? – Spytała ze zdziwieniem Kate. – Ale jak?
    - Nie wiem, ale lepiej stąd chodźmy zanim zobaczy nas ktoś jeszcze. – Powiedział Mike i poprowadził Katlin do drzwi, których dziewczyna wcześniej nie zauważyła. Właściwie to nie była ona pewna, czy przed chwilą drzwi tam były.
Razem weszli do nowej komnaty. Ich oczom ukazało się pięć drzwi.

________________________

Jak wiecie naprawdę staram się pisać. Jednak mam jeszcze szkołę, zajęcia literackie, oraz piszę dla samej siebie.
W kwestii dodawania postów nic się nie zmieniło i będę je dodawała w plus minus tydzień.
Zapraszam również na mojego drugiego bloga.

wtorek, 10 września 2013

Rozdział XII. Wędrówka

    Katlin powoli szła polną drogą. Jej długie ciemne włosy powiewały za nią tworząc coś na wzór flagi. Nieśmiałe promienie słońca przeświecały przez puchowe chmury, kołyszące się leniwie na nieboskłonie. Światło padało na oczy dziewczyny, które dzięki temu mieniły się najróżniejszymi kolorami, jak tysiąc małych drogocennych brylancików.
    Mike szedł za Kate i wpatrywał się w jej zadumany profil. W dziewczynie było coś niezwykłego, coś co nie dawało mu spokoju od wielu dni. Kiedy na nią patrzył, to wydawała mu się bliska, tak, jakby znał ją już od bardzo dawna. Katlin wyglądała na spokojną i wyrozumiałą, taka zresztą była. Potrafiła żartować, jednak kiedy trzeba było, to zachowywała powagę. Wiedział również, że jak dziewczyna postawi na swoim, to już się nie wycofa.
    Jednak ostatnio coś w niej zgasło. Tak jakby nikły promień nadziei, który tak zawzięcie osłaniała i chroniła, został zdmuchnięty przez powiew zimnego wiatru. Małe iskierki w oczach dziewczyny znikły, ustępując miejsca dwóm czarnym punktom.
    Mike na chwilę przystanął. Spojrzał na dziewczynę od tyłu. W tym świetle, jej włosy tworzyły jasny puch, okrywający jej głowę.
    Nagle chłopak usłyszał szum. To pewnie jakiś strumyk przepływał przez łąkę. Mike mimowolnie porównał Katlin do wody. Rześka, szybka - taka była kiedyś. Teraz jednak była jak ziemia - sucha, pozbawiona jakiegokolwiek zdania.
    Mike westchnął i ruszył za Kate.

* * *

    Na nocleg przyjaciele zatrzymali się pod rozłożystym kasztanowcem. Miał on tak grube konary, że w ogóle nie widać było z pod niego nieba.
    Kate usiadła na wystającym korzeniu drzewa i zapatrzyła się w horyzont. Ostatnie promienie słońca ledwo muskały jej stopy. Niedługo znikną całkowicie. A wtedy nastanie ciemność.
    Kiedyś Katlin bała się nocy. Chowała się wtedy pod kołdrę i nuciła piosenki by zasnąć. Teraz po utracie domu, lęki z dzieciństwa powróciły. Jednak tym razem nie było się gdzie schować. Kate czuła się odsłonięta i bezbronna.
    Wtedy dziewczyna spojrzała na Mika. Był przy niej. I wtedy jakaś nieoczekiwana radość zagościła w sercu dziewczyny.
    "On mi pomoże" , pomyślała i dziwne ciepło wlało się również do jej żołądka. Dawno czegoś takiego nie czuła. Właściwie to od czasu gdy straciła rodziców.
    W tym samym czasie Mike próbował rozpalić ogień. Nie szło mu jednak za bardzo. W pośpiechu wziął z domu Kate zapałki, jednak w pobliżu nie było niczego czym dałoby się podtrzymać ogień. W końcu jednak znalazł trochę uschniętej trawy i liści. Ułożył z nich stos i podpalił. Siano szybko zajęło się ogniem.
    Katlin spokojnie wstała i podeszła do Mike. Nie odezwała się do niego. Usiadła za to i zaczęła przyglądać się ogniu. I nagle stało się coś dziwnego. Płomienie wystrzeliły wysoko w górę. Mike odskoczył szybko od ogniska, jednak Kate zamyśliła się i tego nie zrobiła. Fala ciepła ogarnęła jej ciało. Dziewczyna w przebłysku instynktu rzuciła się do tyłu. Zdążyła jeszcze zauważyć, że ogień nie jest tak gorący, jak się tego spodziewała. Upadła na chłodną ziemię.
    Mike szybko podbiegł do leżącej bez ruchu dziewczyny. Ta powoli podniosła się z ziemi i obejrzała się zdezorientowana.
    - Co to było?
    - Nie wiem, ale lepiej stąd chodźmy.
    Katlin pokiwała energicznie głową. Mike w minutę spakował wszystko co leżało na ziemi i ruszyli. Katlin co chwilę nerwowo oglądała się za siebie.
    Weszli na wzgórze wznoszące się nad polanąi. I wtedy Kate to zobaczyła. Wznosiła się nad lasem kilkadziesiąt metrów od nich.
    Twierdza.

czwartek, 29 sierpnia 2013

Rozdział XI. Ucieczka



♥ Rozdział dedykuje Karolinie , za to, że zawsze potrafi mnie rozśmieszyć i za to, że jest dobrą przyjaciółką
____________________________________

Kate leżała na łóżku. Wokoło panowała ciemność. Nie wiedziała kiedy zasnęła, jednak czuła, jakby zapomniała jakiejś części życia. Kiedy zawładnął nią sen? Tego nie pamiętała.
    Czy spotkanie z Monstirritusem też było snem. Czy jej przestroga to tylko wymysły fantazji. Podobno sny to zbiór wszystkich marzeń i lęków. Czy Niltak, była tylko stworzeniem  z jej umysłu?
    Nagle jednak wzrok Kate padł na lustro. Było rozbite.

* * *

    Katlin obudziła się późno. Gdyby nie Mike, który stał nad nią i potrząsał ją za ramiona, mogłaby pewnie przespać cały dzień. Wystarczył jeden rzut oka na twarz chłopaka, by zobaczyć, że coś jest nie tak.
    - Co się stało? – Spytała bardzo zaniepokojona Kate, która spodziewała się najgorszych wieści.
    Mike głośno przełknął ślinę, jakby chciał, choć trochę odwlec moment, w którym będzie musiał powiedzieć prawdę. Jednak zamiast zwierzyć się ze wszystkiego, ruchem głowy wskazał, drzwi od pokoju.
    Kate powoli wstała, czując jak trzęsą jej się nogi, jakby dopiero co wróciła z kolejki górskiej. Powolnym krokiem ruszyła za Mikiem.
    Dopiero w połowie drogi do salonu, poczuła, że coś jest nie tak. Powietrze było ciężkie, jak gdyby przesączone elektrycznością. Dziewczyna czuła, jak włosy powoli stają jej na głowie. Kiedy Kate była mała, to uwielbiała pocierać balonem o głowę i wywoływać taki efekt. Jednak teraz nie. Już nie.
     Przyjaciele doszli do salonu. Teraz nie dało się już nie myśleć o duszności, jaka panowała w pomieszczeniu. Czuć było również bardzo nieprzyjemną ciszę. Ciszę, przed burzą.
    Nagle Kate dostrzegła coś kątem oka. Mała czarna kula płynęła w powietrzu w ich stronę. Było w niej coś niepokojącego, i wtedy Kate dostrzegła co. Kula nie byłą zbudowana ze światła, tak jak podejrzewała Katlin. Była zrobiona z cienia. Razem z jej przesuwaniem się, wąska linia światła, wpadająca do salonu rzez okno, zanikała. Kula natomiast z każdą chwilą rosła, pochłaniając coraz większą część pokoju.
    Kate nie myślała już o niczym więcej. Chwyciła Mike za rękę i razem z nim wbiegła na górę. Tam nie zastanawiając się za dużo chwyciła w jedną rękę płaszcz a w drugą, swoją brązową torbę z frędzlami. Po krótkiej chwili, wrzuciła do niej również mały rodzinny album, komórkę i portfel z oszczędnościami na czarną godzinę. A ta była jak najbardziej czarna.
    Katlin w pośpiechu wyszła z pokoju. W połowie drogi do wyjścia dołączył do niej Mike. Na plecach miał niebieski plecak, z logo jakiejś firmy, której nazwy Kate nie pamiętała.
    - Spakowałem jeszcze mapę, kompas, jakieś stare okrycie, żywność, wodę i Ompilium.
    Kate spojrzała z uznaniem na chłopaka. Nawet w obliczu takiego zagrożenia, ten zachował zimną krew. Spakował ze sobą wszystko co było im potrzebne do przetrwania. Ona natomiast wzięła pieniądze i stary album na zdjęcia.
    Jednak nie było czasu użalać się nad sobą.
    Kate i Mike wybiegli na dwór. Chłodne, rześkie powietrze uderzyło ich w twarz.
    Katlin po raz ostatni spojrzała na swój dom, który znikał w odmętach cienia. Poczuła jak małe stróżki łez spływają po jej policzkach w poszukiwaniu drogi do ust. Przełknęła słoną ślinę, bo nagle strasznie zaschło jej w gardle. Jednak uczucie smutku i bezradności ustąpiło miejsce złości. Kate poczuła jak krew gotuje jej się w żyłach i napływa do twarzy. Nie wiedząc co robi dziewczyna krzyknęła z całych sił.
    - Zabiję tego kto to wymyślił. Popamiętasz mnie! – A potem rzuciła się Mikowi w ramiona. Płacząc przemoczyła mu koszulę. A potem jak gdyby nigdy nic, chwyciła swoją torbę i ruszyła w ciemną noc.

__________________

Jak wszyscy wiedzą niedługo zaczyna się szkoła. Przed rozpoczęciem roku nie zdążę już chyba napisać posta :-( Ostrzegam również! Niedługo nie będę miała już tyle czasu na pisanie, więc przerwa między postami może być tygodniowa, a nawet trochę dłuższa. Przepraszam za te niedogodności, ale w szóstej klasie naprawdę trzeba się postarać aby dostać jak najlepsze stopnie. Nie chcę również pisać na szybko, bo wtedy rozdziały nie wychodzą mi tak dobrze.


poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział X. Waga


Kate oniemiała. Widziała jak jej moneta w zwolnionym tempie spada na dno kuli. Pieniądz Niltak zrobił to samo.
    - Już ci mówiłam. Jesteś wagą. Ty jako jedyna widziałaś w tym lustrze samą siebie. To zwierciadło nosi nazwę exemplar - Lustro przeciwieństw (exemplar, z łaciny przeciwieństwo). Większość osób jakie się tutaj znalazło widziało siebie jako ubranych na czarno złoczyńców. Niektóre z nich widziały również jak ich odbicia są dobre, miłe przyjazne. Żadne z tych ludzi nie widziało siebie. Dopiero ty, wniknęłaś w głąb swojej duszy i zdołałaś uświadomić sobie jaka jesteś naprawdę i zobaczyłaś to odbite w tym lustrze.
    - A ty kim jesteś?
    - Ja nie jestem częścią tego świata. Mój wymiar jest inny i nie działa na takich samych zasadach jak twój.
    - Ty nie jesteś człowiekiem. – Powiedziała powoli Kate, do której nagle coś dotarło. – Jesteś Monstiriuss.
    Nagle w oczach Niltak pojawił się niepokojący błysk. Była to mieszanina strachu i złości.
    „Aha – pomyślała Katlin – strzał w dziesiątkę”. Nagle do dziewczyny dotarło jednak w jakim nieszczęsnym położeniu się znajduje. Zaczęła szybko machać rękoma, byle jak najdalej od nieziemskiej istoty. Ta jednak była o ułamek sekundy szybsza. Spojrzała na Kate i dziewczyna z paniką uznała, że nie ucieknie.
    Wtedy stało się coś dziwnego. Kate zamiast oddalać się od zwierciadła, zaczęła się do niego przybliżać. Dziewczyna zamknęła oczy. Wiedziała, że nie zdąży wyhamować, że rozbije się o zwierciadło. Próbowała zasłonić twarz dłońmi. To również się nie udało. Z mocno bijącym sercem czekała na uderzenie. To jednak nie nastąpiło.
    Katlin powoli rozchyliła powieki. Wokoło panowała nieprzenikliwa ciemność. Jednak wtedy Kate poczuła, że musi z powrotem zamknąć oczy. I wtedy stało się. Poczuła obecność Niltak. Poczuła jej bliskość, tak jakby „dziewczyna” siedziała w jej głowie. Jednak Kate czuła coś jeszcze. Coś, jak gdyby wszystkie jej wspomnienia, radości, smutki, wzloty i upadki przepływały przez jej głowę. Nie, bardziej jakby przeżywała to wszystko od nowa. Jakby to nie działo się kiedyś, dawno, tylko teraz. Wtedy Kate ją zobaczyła. Nie było to jednak jak patrzenie oczami, tylko duszą. Widziała ją, ale nie potrafiła jej opisać. Tak jakbyś wiedział, że ktoś jest, choć go nie ma.
    Niltak. Kate wiedziała, że coś jest nie tak. Była smutna. Tak jakby wszystkie emocje sobowtóra, były wyrażane przez nią samą.
    - Widzisz to mój świat. – powiedziała Niltak. – To czas. Przed chwilą znalazłaś się w przestrzeni. Gdziekolwiek szłaś, było tam tak samo daleko do mnie, jak w jakimkolwiek innym miejscu. Dopiero gdy te dwa światy połączą się, powstaje Teraźniejszość.
    Kate słuchała zafascynowana. Było to wszystko takie łatwe, a jednocześnie nie do ogarnięcia umysłem.
    - Ty jesteś wagą – ciągnęła dalej Niltak. – Ty pomagasz łączyć te dwa światy w jedność. Jednak uważaj. Kto może chcieć wykorzystać twoją moc przeciwko tobie. Do tego czasu musisz odnaleźć w sobie, obie połówki i połączyć je ze sobą.
    Kate mało z tego rozumiała. Miała w głowie tyle pytań. Właśnie miała zadać jedno z nich jednak Niltak niespodziewane powiedziała: „Żegnaj”,
    Wtedy Katlin poczuła, że traci grunt pod nogami. Runęła w nicość. Słyszała jeszcze tylko: Żadna przyczyna nie istnieje bez skutku.



________________________

Niedługo znowu zacznie się szkoła, a więc posty będą pojawiały się rzadziej. Polecam wam również blog mojej siostry. Zapraszam was do zakładki Polecam.

czwartek, 22 sierpnia 2013

Rozdział IX. Wszystko ma swoje drugie oblicze cz. 2

 
Czas zatrzymał się. Kate stała z szeroko otwartymi oczyma, bojąc się poruszyć, by nie niszczyć tej podniosłej chwili. Nie wiedziała co się dzieje. Dopiero po dłuższej chwili zauważyła, że coś jest nie tak. Zbliżyła rękę do swojego sobowtóra. Tamten zrobił to samo. Jednak kiedy ich palce miały się dotknąć dziewczyna poczuła coś zimnego. Jakby szyba. Nie było to możliwe. A może... Dziewczyna zaczęła uderzać rękoma w szklaną taflę lustra. Już myślała, że udało jej się rozbić zwierciadło kiedy jej odbicie przemówiło.
    - Nie rób tego!
    Kate z przerażeniem zobaczyła, że porusza ustami bez własnej woli. To było straszne. Dziewczyna z jeszcze większą determinacją spróbowała rozbić lustro. Wykonała szybki ruch ręką. Sobowtór zrobił to samo, jednak dłoń dziewczyny zatrzymała się centymetr od tafli lustra. Kate próbowała pchnąć dłoń do przodu. Nie miała jednak siły. Wszystkie jej mięśnie zwróciły się przeciwko niej. Udało jej się jednak cofnąć pięść, co przyjęła ze znaczną ulgą.
    Zaczęła się zastanawiać. Denerwowało ją to, że jej odbicie powtarza wszystkie jej ruchy. Normalnie nie byłoby w tym nic niezwykłego, tyle, tylko, że w tym świecie nic nie było normalne. Kate czuła się, jakby ktoś co najmniej ją obserwował.
    Kate postanowiła coś wypróbować. Zamachnęła się jeszcze raz, jednak i tym razem jej pięść zatrzymała się kilka centymetrów przed zwierciadłem. Dziewczyna cofnęła dłoń i jeszcze raz zbliżyła ją do lustra, tyle, że wolniej. Udało się. Jej palce powoli dotknęły, zimnej, gładkiej szyby. Kate popukała w szkło, po czym spojrzała na odbicie. Ono jednak stało bez ruchu, wpatrzone w dziewczynę zimnym wzrokiem. Kate pospiesznie cofnęła się od lustra.
    - Kim jesteś?- spytała przerywając niemiłą ciszę, która nastała.
    - Jestem Niltak. - Odpowiedziało odbicie po pewnej chwili.
    - Czyli jesteś mną od tyłu? - Spytała zaciekawiona Kate. Niltak nie odpowiedziała.
    - Co tutaj robisz? - Wypytywała dalej Katlin.
    - Czekam. - Odpowiedział po chwili sobowtór.
    - Na co czekasz? - Spytała trochę zagubiona Kate.
    Dziewczyna w lustrze znowu nie odpowiedziała, jednak zmierzyła Kate przeszywającym wzrokiem.
    -Co robisz w tym lustrze? – Spytała znowu Katlin, wkładając nacisk w każde słowo
    - Żyję tutaj. I czekam - odpowiedziała znowu tajemniczo, Niltak. Kate zaczynała być trochę poirytowana jej zachowaniem.
    - Możesz mi wreszcie wytłumaczyć na kogo czekasz?! - Prawie krzyknęła Katlin.
    -Na wagę. - Odpowiedziała spokojnie Niltak, odwracając głowę w kierunku dziewczynki.
    Kate posłała odbiciu drwiący uśmiech.
    - Ja nie jestem wagą w żądnym stopniu. A ty powinnaś o tym wiedzieć.
    Dziewczyna nie kłamała. Nie była wagą. Jej znakiem zodiaku był rak. Jej mama była wagą. I tata też. Ale ona?
    - Jesteś wagą. Spójrz na mnie.
    Dziewczynka spojrzała. I powiedziała na głos to co było niemal pewne.
    - Widzę siebie. I co z tego?
    Niltak spojrzała na kieszeń Kate. Ręka Katlin odruchowo powędrowała w stronę, na którą padł wzrok sobowtóra. Nagle poczuła w palcach zimny krążek. Wyjęła go. Była to mała złota moneta. Widniał na niej zamek. Pieniądz był z jakieś limitowanej edycji. Dostała go kiedyś od jakieś dalekiej cioci, którą widziała raz w życiu.
    Niltak pokazała ręką aby Kate odwróciła monetę w stronę lustra. Dziewczyna czuła się jakby miała rozdwojenie jaźni. Wszystkie słowa i gesty, jakie robiło odbicie, wykonywała również ona sama.
    Katlin odwróciła monetę awersem (przodem) w stronę lustra. To właśnie po tej stronie był pokazany zamek. Po drugiej stronie był natomiast jakiś pomnik, którego dziewczyna nigdy w życiu nie widziała.
    Niltak powtórzyła ruch dziewczyny. Gdyby ktoś je teraz zobaczył nigdy nie pomyślałby, że są one dwoma różnymi osobami. Różniły się tylko ubiorem. Kate miała swoje normalne ciuchy, natomiast jej sobowtór nosił czarną pelerynę. Monety też się różniły. Jedna przedstawiała zamek, a druga pomnik. Kate nie widziała w tym nic dziwnego, lecz nagle coś sobie uświadomiła.
    Moneta w lustrze powinna pokazywać zamek.
    Pieniądz spadł na podłogę.

Chciałam zrobić dłuższy rozdział, jednak nocuję u mojej jednej z najlepszych przyjaciółek Ani i nie mam ochoty na dalsze pisanie.

środa, 14 sierpnia 2013

Rozdział VIII. Wszystko ma swoje drugie oblicze cz.1

    Katlin długo siedziała z głową uniesioną do góry. Bolał ją już kark jednak im dłużej przypatrywała się cienistej postaci, tym bardziej nabierała przekonania, że nie jest to załamanie światła, które było efektem zamknięcia w olbrzymiej bańce. Teraz pozostawał tylko jeden problem. Trzeba było dostać się do postaci.
    Kate spanikowała. Nie mogła dosięgnąć osoby. W jakiekolwiek miejsce by poszła, ta będzie cały czas w tym samym miejscu: centralnie nad nią.
    Dziewczyna zaczęła jednak iść co jakiś czas nerwowo spoglądając w górę. "A może ktoś zostawił mi tu jakąś wskazówkę? Może chodzi tylko o to by ją znaleźć?" Szła więc potykając się ze zmęczenia. Rozglądała się również w poszukiwaniu odpowiedzi, co było trudne, ponieważ dobrze widziała tylko to co znajdywało się pół metra od niej. Resztę pochłaniała ciemność.
    Po godzinie chodzenia w różnych kierunkach Katlin poczuła coś dziwnego. Przykucnęła i zaczęła badać teren ręką. Coś wyraźnie się zmieniło. Podłoga nie była już równomiernie gładka. Wypełniały ją różnego rodzaju dziury i wgłębienia. Guma, z której była zrobiona zamieniła się w coś w rodzaju świeżo wylanego betonu. A ten zastygł. Teraz dokładnie widać było trasę którą przebyła Kate. Dziewczyna zastanawiała się, czy gdyby było jaśniej, to na suficie ukazałyby się ślady jej butów.
    Katlin wspięła się na palce i wyciągnęła ręce, by trochę się rozluźnić. Nagle straciła czucie w dłoniach. Poruszała palcami jednak nie zdawała sobie z tego sprawy. Sięgnęła jeszcze wyżej. Dziwne uczucie przeszło na nadgarstki. Dziewczyna ugięła kolana, skoczyła i ... znalazła się w powietrzu. Nie upadła na ziemię, jak tego oczekiwała. Zawisła metr nad ziemią. Jednak dziwne pole antygrawitacyjne, w którym się znalazła, nie objęło jej nóg. Kate zaczęła się wierzgać. Nagle poczuła żę powoli opada w dół. Kiedy znalazła się poza zasięgiem pola, runęła. Lądowanie nie należało do najlżejszych. Gumowa masa, z której zrobiona była podłoga zamieniła się w coś kamienio podobnego. Nadal było to przeźroczyste, jednak teraz bardziej przypominało szkło kuloodporne, niż bańkę.
    Kate postanowiła spróbować ponownie. Naprężyła się jeszcze bardziej. Znowu zawisła w powietrzu, jednak niewystarczająco długo. Spadając zbiła sobie kolano. Przykucnęła chwilę, bo ból był nie do zniesienia i zaczęła myśleć. Po chwili doszła do wniosku, że to coś nad nią, to nie pole antygrawitacyjne. Jakimś dziwnym cudem jest swojego typu spowalniacz. Spowalnia czas, na tyle, by dziewczyna mogła chwilę zawisnąć w powietrzu.
    Tym razem Karlin postanowiła spróbować inaczej, dostać się do postaci. Znowu napięła się do skoku, jednak gdy była już w powietrzu zaczęła machać rękoma. Wyglądało to tak, jakby dziewczyna próbowała pływać. Efekt był zadowalający. Centymetr po centymetrze Kate przesuwała się w górę. Jednak kiedy była już w połowie drogi, naglą naszła ją przerażająca wizja. Co jeśli nagle czas przyspieszy, a ona spadnie kilka metrów w dół? Zaczęła jeszcze szybciej machać rękoma. W taki sposób zbliżyła się do dziwnej postaci znacznie szybciej niż zamierzała. Kiedy jednak była metr od niej stało się coś dziwnego. Zaczęło się w żołądku. Nieprzyjemny ból przypominający kłucie kilkuset małych szpilek. Mrowienie szybko rozprzestrzeniło się na ręce i nogi. Katlin z trudem zaczęła machać rękoma. Już miała dotknąć postaci, gdy nagle ta odezwała się.
    - Nie zbliżaj się!
    Kate nie wiedziała dlaczego, ale głos wydawał się jej znajomy. Jednak nie miała czasu się nad tym zastanawiać, bo dziwne mrowienie stało się tak silne, że musiała zgiąć się w pół.
    Kiedy mogła się już wyprostować znowu spojrzała na dziwną postać. Kiedy to zrobiła wstrząsnęła ją fala szoku
    Patrzyła w swoje oczy. W swoje własne, przestraszone oczy.

_________________________

Rozdział miał być dłuższy, jednak dzisiaj w nocy wyjeżdżam i nie miałam czasu spisać go całego, więc podzieliłam go na dwie części. Wracam w niedzielę, wiec następny rozdział ukaże się najpewniej we wtorek. Poza tym to mój ostatni wyjazd w te wakacje. Dziękuje wam za to, że przez ostatnie dwa dni mojego bloga odwiedziło tyle osób! Nawet nie wiecie jaka to dla mnie motywacja! Dlatego bardzo wam dziękuje i mam nadzieję, że dalej będziecie mnie czytać.

                                         Emmi
 

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział VII. Głos cienia


Katlin siedziała w całkowitej ciemności. Czuła się zapomniana przez resztę świata. To było nawet fajne, nikt jej nic nie mówił. Nic nie musiała robić była sama, pośród swoich myśli.
    Przez małe okienko salonu, wpadała do środka mała księżycowa wiązka. Przypominała bardziej srebrną nitkę, niż światło pochodzące od ogromnego ciała niebieskiego, ale i tak udawało jej się oświetlić, choć nieznaczną część pokoju.   Tej nocy nie było gwiazd. Błękitny aksamit nieba potrafił jednak uwieść swą głęboką barwą.
    Była siódma. Kate położyła się spać dość wcześnie, pod pretekstem złego samopoczucia. Lubiła obecność Mika, jednak teraz chciała pobyć trochę sama.
    O tej porze roku dni powinny być długie. Jednak tak nie było. Od czasu ucieczki z Libiru, coś się zmieniło. Teraz wszystko poza granicami domu, nie miało najmniejszego sensu. Czasami chodząc na krótkie spacery po lesie klonowym, który znajdował się niedaleko, Kate widziała kwiaty, stokrotki,  krokusy, lub niezapominajki, które rosły nabierały kolorów, a potem wysychały i wracały do podziemnej krainy. A to wszystko w ciągu kilku minut, jak na przyspieszonym filmie. Najśmieszniejsze było to, że drzewa pod którymi kwitły kwiaty, w tym samym momencie traciły liście, jakby właśnie nadchodziła zima. Zmian było znacznie więcej. Zamarznięta woda w strumieniu, odlatujące ptaki, a pewnego dnia gdy Katlin po powrocie do domu spojrzała w lustro, zobaczyła, że jej głowę pokrywa drobny biały, puch, który prawie od razu roztopił się i zniknął.
    Kate zastanawiała się również co u Mike. Od ich ostatniej rozmowy kilka dni temu, nie odzywali się zbytnio do siebie. Chłopak zamknął się w sobie stał się trochę nieobecny. Kate czuła się jak przed jego przyjściem. Sama. A może nawet gorzej. Namnożyło się pytań jednak odpowiedzi nie zamierzały się ujawnić. Do tego ich podróż do Omriksu znacznie się opóźniła, przez ostatnie wydarzenia, a Kate nie chciała zmuszać Mika do wyjazdu, teraz gdy był w takim stanie.
    Pytania napływające do głowy dziewczyny niczym mały potok, teraz zamieniły się w strumień, który swą siłą wciągał pod wodę i nie dawał nabrać powietrza.
    Pytania głównie dotyczyły rozmowy Mika i Kate. Niektóre jednak nawiązywały do spotkania z rodzicami dziewczyny i katastrofy w Libirze.
    Nagle w pokoju coś się zmieniło. Serce Kate do tej pory spokojne, zaczęło bić jak oszalałe. Włoski na karku dziewczyny zjeżyły się, a ją samą przeszedł dreszcz. Katlin nie wiedziała co spowodowało nagłą zmianę jej nastroju. Jednak nagle usłyszała jakiś pisk. Był on długi i nie urywał się ani na sekundę. To on budził w dziewczynie nieprzyjemne uczucia chociaż ta, nie potrafiła powiedzieć dlaczego.
    Kate wstała z łóżka i poszła do pokoju Mike. Stanęła w drzwiach. Chłopak siedział w rozkładanym fotelu, oczy miał zamknięte, oddychał równo. Nagle Kate zrobiło się go żal, jednak uczucie to ulotniło się, gdy hałas przybrał na silę. Przyprawiał już o ból głowy jednak Mike wyglądał jakby nic nie słyszał. A może rzeczywiście nie słyszał? Może to był tylko jeden z wymysłów Katlin? Chyba nie. Głowa nie mogła boleć od niczego. To był skutek, a każdy skutek ma swoją przyczynę. Tylko Kate nie wiedziała jeszcze co nią jest.
A może Mike rzeczywiście nie słyszał pisku? Może to było tak samo jak z tym chłopcem, którego widziała podczas spotkania ze swoimi rodzicami?
"Chyba wariuje" pomyślała ze zgrozą dziewczyna. "A może to świat zwariował?"
    Hałas z każdą sekundą przybierał na sile. Kiedy stał się nie do zniesienia Kate postanowiła zbadać jego źródło. Zaczęła chodzić po całym domu, lecz gdy tylko wyszła na dwór hałas ucichł. Dziewczyna z ulgą wróciła do ciepłego wnętrza, by znowu stanąć twarzą w twarz z nieznanym dźwiękiem.
    Teraz było jej już wszystko jedno czy zwariowała. Zależało jej tylko na tym by pozbyć się uciążliwego dźwięku. 
    Wróciła do swojego pokoju. Tu hałas był najgłośniejszy, zupełnie tak, jakby ściany przetwarzały go i wzmacniały. Kate ledwo utrzymała się na nogach. Powietrze wibrowało, ściany się trzęsły, a różne przedmioty spadały z półek. Nagle oprócz hałasu, dobiegł Kate jeszcze jeden odgłos. Tak, jakby ktoś chodził po rozbitym szkle.
    I wtedy wzrok Katlin padł na lustro wiszące na ścianie. Pojawiły się na nim rysy i pajęczynki. Zaraz wszystkie szyby w domu popękają - myślała Kate. Była to tylko kwestia czasu.
    I nagle stało się. Lustro nie wytrzymało. Jego gładka czysta tafla zamieniła się w miliony kawałków, które pękały w locie i rozpryskiwały się o podłogę. Kate zasłoniła się przed falą szkła. Małe kryształki powpadały jej we włosy, uszy, a nawet kąciki oczu. Dziewczyna nie widziała już nic.

  * * *
    Katlin powoli otworzyła oczy. Przez chwilę myślała, że oślepła. Dopiero potem wzrok przyzwyczaił się do ciemności i zauważyła kontury czegoś w czym się znalazła. Nie był to na pewno pokój. Lepszym określeniem byłaby ogromna bańka, wielkości małego zamku. Była ona jednak tak duża, że nie było widać ani góry kuli, ani jej końca. Jeżeli w ogóle był jakiś koniec.
    Dziewczyna zaczęła iść. Zdziwiła się, ponieważ myślała, że niedługo zacznie zsuwać się ze stromego zbocza bańki. Jednak z jej perspektywy zakrzywienie świata nie zmieniło się ani trochę. Kate obejrzała się za siebie i zobaczyła, że pozostawia ślady jednak te prawie od razu znikały tak, jakby podłoże było zrobione z bardzo wytrzymałej gumy.
    Wtedy dziewczyna usłyszała głos. Był on cichy jednak dało się rozróżnić pojedyncze słowa. To znaczy dałoby się, gdyby nie były one w jakimś innym niezrozumiałym języku.
    Kate zaczęła iść szybciej, prawie biegła. Szukała źródła głosu, jednak gdziekolwiek szła brzmiał on z tą samą mocą, niezmienny nawet o pół tonu. Wreszcie usiadła zmęczona i spojrzała z rezygnacją w sklepienie. Wtedy zauważyła w cieniu, kilka metrów nad ziemią poruszającą się postać.   


______________________________

Rozdział miał być dłuższy, jednak jest już późno i nie miałam czasu pisać, a niedługo wyjeżdżam i muszę napisać jeszcze jeden post

wtorek, 30 lipca 2013

Rozdział VI. Wspomnienia bolą podwójnie

    Kate leżała dziwnie zgięta, na zimnej podłodze. Bolała ją głowa, i brzuch, jakby właśnie wróciła z kolejki górskiej. Przed oczami widniały jej, ciemne plamy. Wszystko wokół było niedokładne, rozmyte, jakby twórca obrazu otaczającego dziewczynę zapomniał nadać dziełu kontur. Albo jakby woda wylana na płótno dała akwarelom niedokładne wzory, pastelowe kolory. Dopiero po kilku minutach niedokładność ustała i zaczęła się zmieniać świat. Wzory zlewały się tworząc nowe rzeczy, szarość ustępowała miejsca cieniu.
    Kate nie wiedziała, czy ten wyraźny świat był lepszy od tamtego poprzedniego, w którym wszystko było puste, lecz równie niebezpieczne i w którym wszystko mogło przyjmować najróżniejsze kształty i przeistaczać się w coś innego. Czy to nie tamten świat powinien istnieć...
    Katlin otworzyła oczy. Ból głowy ustąpił. Plamy przed oczyma zniknęły. Dopiero po kilku sekundach Dziewczyna zorientowała się, że śniła. Sen nie był jednak dobry. Był to bardziej koszmar.
    Dopiero po chwili Kate przypomniała sobie co się stało. I znowu ból brzucha przejął kontrole nad jej ciałem. Znowu leżała na twardej posadce niezdolna wykonać żądnego ruchu. Kiedy ból ustał dziewczyna powoli podniosła się z ziemi. Świat nadal wirował jej przed oczami, ale już nie tak mocno jak przed chwilą. Kiedy jednak udało jej się stanąć równo na nogi znowu zachwiała się i o mało by się przewróciła gdyby ktoś nie pochwycił jej w ostatniej chwili. Dziewczyna szybko odwróciła głowę i ujrzała Mika.
    Chłopak był spokojny i opanowany, nie chwiał się i nie przewracał z każdym krokiem, jednak Kate zauważyła, że coś z nim jest nie tak. Twarz Mika była blada i nawet trochę jakby zielona. Worki pod oczami sprawiały, że zdawała się również strasznie wychudzona. Oczy były zamglone i trochę jakby nieobecne. Włosy stały się matowe i straciły połysk.
    - Co ci się stało? - Spytała Katlin bardzo zaniepokojona.
    - To nic takiego... - Odpowiedział chłopak słabym, zachrypniętym głosem. - Lepiej zajmij się sobą. - Nie powiedział tego arogancko, tylko ze współczuciem. Kate nie wiedziała dlaczego, ale przeszły ją ciarki po plecach. Wzięła małe lusterko, które podał jej Mike i o mało co nie krzyknęła kiedy zobaczyła jak wygląda.     Włosy miała rozczochrane, jakby jakiś ptak uwił sobie tam gniazdo. Była jeszcze bladsza niż Mike a wielkie worki pod oczami nadawały jej upiorny wygląd. Usta dziewczyny były spierzchnięte i popękane, jakby nie piła od kilku dni.
    Od swojego widoku Kate znowu zaczęło się kręcić w głowie. Usiadła na kanapę i spróbowała skupić myśli, jednak te, były sypkie jak piasek, niedopasowane do siebie, małe, szybkie, uciekały jej przez uszy i oczy.
    W końcu Katlin rozejrzała się po swoim domku. Wyglądał dokładnie tak jak przed spotkaniem z jej rodzicami. Nie było dziury w ścianie, a drzwi były całe.
    "A może mi się to przyśniło" myślała. "Może wcale nie widziałam swoich rodziców. Przecież są sny, które pamięta się doskonale, ale podczas nich nie wie się, że się śni."
    Jej rozmyślania przerwał Mike.
    - Nie zdawało ci się. Też ich widziałem. Może trochę bardziej zamglonych niż moje siostry ale widziałem.
    - A wiesz co oni tam robili? - Spytała Kate z nową nadzieją.
    - Nie mam bladego pojęcia.
    - Przecież musi być coś co ich łączy. Nie znaleźli się tam przecież przypadkowo. - Myślała na głos Kate.
    - Może to my ich łączymy - Powiedział Mike po czym od razu się zarumienił.
    Katlin udała, że tego nie zauważyła i rozmyślała dalej.
    - To możliwe, ale co z tym chłopcem. Ty go chyba nie znałeś.
    - Z jakim chłopcem? Ja żadnego nie widziałem.
    Kate nagle zrobiło się zimno na karku.
    - Przecież stał tam, obok mnie. To jego odciągnęli na bok moi rodzice kiedy znikaliśmy.
    - O czym ty mówisz? Twoi rodzice nikogo nie odciągali na bok. Moje siostry też nie. Wszyscy uśmiechali się do nas i machali nam, wołając, że zobaczymy się wkrótce. Kate wszystko w porządku? - Zapytał zaniepokojony Mike kiedy zobaczył, że Katlin blednie jeszcze bardziej i powoli osuwa się na kanapę.
    - Może... może mi się zdawało... - powiedziała słabym głosem, choć wiedziała, że okłamuje samą siebie.
    - Ok. - Powiedział Mike choć trochę niepewnym głosem.
    - Słuchaj... Może mi powiesz co się stało z twoimi siostrami... ?
    Na chwilę zapanowała cisza. Katlin myślała już, że nic z tego ale Mike nagle się odezwał.
    - To było kilka lat temu. Moi rodzice również należeli wtedy do rady wyższych. Testowali nowy projekt o nazwie Libus (liber - książka, tempus - czas. łacina) Wtedy nie wiedziałem jeszcze co to jest. Co noc zamiast zajmować się mną i moimi siostrami siadali i studiowali jakiejś mapy i dzienniki. Pewnego dnia zdarzył się wypadek. Kiedy pływali motorówką z Marią, Nelą i Sabriną nagle coś stało się z silnikiem. Nastąpiło jakieś przegrzanie, czy coś w tym stylu. Był wybuch. Na początku sądzono, że nie ma to żadnego związku z Libusem. Jednak po jakimś czasie okazało się, że jedna z moich sióstr rysowała coś w dzienniku, który był głównym obiektem eksperymentu. Dziennik zaginął. Do dziś nie wiadomo, co w nim było.
    Nagle Kate coś sobie przypomniała, coś na co wcześniej nie zwróciła uwagi. Podczas czytania pamiętnika, tego samego dnia co zniknęli jaj rodzice, dziewczyna widziała na jednej kartce mały rysunek. Przedstawiał on potwora. Nie był to jednak taki potwór jak w filmach dla dzieci, czy horrorach. Był on jakiś niezwykły. Nieziemski. Jednak na pewno nie mógł być narysowany ręką dziecka. Była to jedyna ilustracja w dzienniku jednak Kate na śmierć o niej zapomniała. Przypomniała sobie jeszcze jedną rzecz. Pod obrazkiem znajdował się napis. Litery, z tórych się składał były koślawe i bardzo trudno było je odczytać. Napis głosił:

"Jedyne, czego się bój, to strachu"

sobota, 20 lipca 2013

Przepraszam...

Niestety nadszed dla mnie dzień kolejnego wyjazdu. Noo może niestety :-) Myślałam, że w wakacje będe miała więcej czasu na pisanie jednak zamierzam czas na odpoczynek spędzić czynnie, więc tego czasu jest jeszcze mniej niż zwykle. Proszę o wyrozumiałość. Wracam w niedziele

środa, 17 lipca 2013

Jak bańka

Człowiek jest jak mydlana bańka. Na początku kolorowy i błyszczący unosi się w przestworza. Później powoli opada ku ziemi, staję się cięższy. Wyblaka. Przez własne bariery widzi piękno świata, do którego nie może dotrzeć. A tylko najlżejsze bańki odlecą ku nieskończoności.

___________________

Następny rozdział już niedługo.

Prosze o komentarze :-)  <3

niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział V. Duchy minionych lat

Rozdział dedykuje mojej koleżance Ani, za wsparcie w trudnych chwilach, wspólne radości i troski.
_______________________________________


    Katlin i Mike cofali się powoli w głąb pokoju. Odgłos chodzenia przybliżał się jednak z każdym krokiem. Po kilku długich sekundach Kate była pewna, że cokolwiek wydaje te odgłosy, stoi już za drzwiami. W panice rozejrzała się po pokoju. Nie widziała niczego, gdzie mogłaby się schować. Stolik, który nie zmieściłby nawet jej w połowie. Mały schowek na miotły. Skrzynia na różne rzeczy typu: nieużywane zabawki, za małe ubrania i wiele innych przedmiotów, które nigdy nie miały już ujrzeć światła dziennego. Była jeszcze duża kanapa, jednak przylegała ona do ściany, a odsunięcie jej zajęłoby dużo czasu, którego niestety nie posiadali.
     Nagle Mike chwycił Kate i pociągnął ją na podłogę. Zaczął również opukiwać ścianę obok nich, aż w końcu drewniana obudowa, wydała w jednym miejscu głuchy odgłos.
    - Masz coś ostrego? – Spytał Katlin, nie przestając opukiwać reszty desek. Trzy z nich wydawały odgłosy inne od reszty.
    Dziewczyna w przypływie strachu zerwała się na równe nogi i sięgnęła po scyzoryk leżący na stoliku. Szybko podała go Mikowi. Ten pochwyciwszy nóż zaczął podważać deski ostrzem, aż w końcu wszystkie trzy leżały obok niego na podłodze.
    - Wejdź tam – Nakazał Kate, po czym zaczął zbierać deski. Ułożył je potem obok kominka, tak by wyglądały na opał. W ścianie powstała za to dziura, która jak się okazało zdołałaby pomieścić aż cztery osoby.
    Kate weszła do wnęki, a Mike wziął stolik, po czym przysunął go tak, aby nie było widać wejścia do kryjówki. Po kilku sekundach zajął miejsce obok Kate. Zrobił to w tym samym czasie kiedy drzwi otworzyły się z hukiem, wyrwały z zawiasów i wylądowały o kilka metrów od miejsca, w którym ukryli się Kate i Mike.
    Nagle w pokoju zapanowała cisza. Nie była ona jednak niespokojna i nie wiała grozą. Była miła i kojąca.
    Katlin poczuła jak włosy unoszą się na niej, jakby ktoś naelektryzował je balonem.
    Wtedy dziewczyna usłyszała kroki, zbliżające się do ich kryjówki. Stolik odsunął się, a wręcz odpłynął, ukazując wejście do azylu. Katlin zamknęła oczy. Czas jakby się zatrzymał.


    Katlin uniosła wzrok. Wokoło panowała cisza. Niby ta sama, co przed chwilą, jednak była dziwnie głucha.
    Obraz, który Kate zobaczyła wyrwał ją z zamyślenia. Przedmiotów, które znajdywały się wcześniej w jej pokoju nie było. Zastąpiła je pustka. Wszędzie, gdzie okiem sięgnąć było biało, jakby wszystko spowiła, zimna, tajemnicza mgła. Katlin zaczęła szukać ręką, aż dotknęła ciepłej dłoni Mike. Odwrócił się do niego. Przez chwilę ich spojrzenia skrzyżowały się.
    Chłopak był tak samo wystraszony jak Kate. Jego oczy nie miały już tego żywego blasku, jednak nikły uśmiech wciąż czaił się w kącikach jego ust.
    „Gdzie jesteśmy?” Pomyślała Katlin i zdziwiła się, gdy jej głos rozniósł się po całym pomieszczeniu (jeżeli to było pomieszczenie) i został powtórzony tysiąc  razy.
    „Nie wiem” odpowiedział jej Mike tym samym sposobem. Przy okazji Kate zauważyła, że nie poruszał przy tym ustami, jakby wszystkie jego myśli, wydobywały się z głębi jego głowy.
    Znowu nastała ta cisza. Dopiero wtedy Kate zauważyła coś dziwnego. Pośrodku mgły stały tajemnicze postacie. Jednak nie. One nie stały. One unosiły się kilka centymetrów nad ziemią.
    Kate poczuła coś dziwnego, coś co podpowiadało jej aby podeszła do istot. Wyszła z kryjówki i spróbowała stanąć na nogach. Okazało się jednak, że ona również lewituje. Wtedy dołączył do niej Mike i oboje poszybowali do postaci. Dopiero teraz Kate zauważyła, że mgły już nie ma a w około panuje wiosna. Przyjaciele byli kilka metrów od postaci, gdy czarne chmury zakryły niebo i rozpadał się deszcz. Jednak krople wody nie spadały na ubranie Katlin. Rozmywały się kilka centymetrów nad jej głową.
    W końcu Kate i Mike doszli do mglistych postaci. Dopiero jednak kiedy dzielił ich od nich metr Katlin rozpoznała pierwsze dwie osoby. Byli to jej rodzice.
    Ojciec z czarnymi włosami i zarostem, z zielonymi oczami i zamyśloną twarzą oraz matka, blondynka, z błękitnym wzrokiem i głową w chmurach. Oboje lekko się uśmiechali, jakby nie widzieli Katlin tylko prze kilka chwil.
    Obok nich stały trzy dziewczynki. Były do siebie uderzająco podobne, pewnie były trojaczkami. Były małe, miały może dwa, trzy latka. Ubrane były w różowe letnie sukienki, a ich głowy przepasane były czerwonymi chustami. Wszystkie szczerzyły swoje buzie w promiennym uśmiechu.
    Kate kątem oka zauważyła, że oczy Mika zaiskrzyły się. Chłopak jednak nic nie powiedział i jak zaczarowany wpatrywał się w dziewczynki.
    Na Samym końcu Kate zobaczyła jeszcze jedną postać. Mały chłopiec, którego widziała w oknie w mglisty wieczór. Teraz wyglądał jednak inaczej. Jego twarz była pełniejsza, a w oczach tańczyły wesołe promyki.
    Właśnie ten chłopiec spowodował, że dziewczyna nie zbliżyła się do rodziców.
    - Katlin, moje słońce. – Odezwała się mama, swoim słodkim, dźwięcznym tonem.
    -  Czekaliśmy na ciebie. – Odezwał się ojciec i rozłożył ramiona by przytulić córkę.
    Kate spojrzała na Mike i napotkała go w objęciach trojaczek. Śmiały się one i ściskały chłopaka. Dopiero teraz do Kate coś dotarło.
    Te same blond włosy. Te same niebieskie oczy.
    Trojaczki były siostrami Mike.
    Kate nie zawracała sobie jednak głowy tym faktem. Dla niej w tym momencie liczyło się tylko jedno. Rodzice.
    - Czekaliśmy na ciebie godzinę. Gdzie ty byłaś? – spytała matka
   Katlin to jednak nie obchodziło. Już chciała puścić się w objęcia ojca, gdy odezwał się mały chłopiec, który do tego momentu stał cicho na boku.
    - Nie rób tego.
     Wtedy wszystko stało się za szybko. Świat zawirował. Przez jego odmęty Katlin dostrzegła jeszcze jak jej rodzice i siostry Mika odciągają chłopca na bok. Później nie stało się już nic. Ostatnie co Kate pamiętała to widok głębokich niebieskich oczu.

_____________________________

Rozdział miał być dłuższy, jednak nie miałam weny. Chce również poinformować was, że postów w tym tygodniu nie będzię, ponieważ wyjeżdżam na kolonie (od poniedziałku do niedzieli).



wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział IV. Niespodziewane odwiedziny

   Rozdział dedykuje Katniss, bez której zapewne blog wogóle by nie powstał. Dziękuje jej za pomoc, oraz za to, że można na nią liczyć.
_____________________________________

    Katlin wstała z łóżka i zaczęła wsłuchiwać się w pukanie. Było ono głębokie, za sprawą jej grubych, dębowych drzwi. Serce dziewczyny biło jak oszalałe, kiedy powolnym ruchem, nie chcąc wydawać ani jednego dźwięku, otwierała wrota. Kiedy zobaczyła, kto stoi w progu jej gardło ścisnęło. To samo spojrzenie wpatrzone w jej twarz z nikłą nadzieją. Ten sam lekki uśmiech w kącikach ust.
    Kate dopiero teraz zorientowała się jak długo na niego czekała. Jak mógł nie przyjść, gdy ona biła się ze swoimi myślami? W pierwszym odruchu chciała rzucić mu się w ramiona, ale się powstrzymała. Patrzyła tylko na niego w milczeniu nie chcąc pisnąć ani słowa, by nie zepsuć nastroju tej podniosłej chwili.
    Mike. A więc żyje.
    Katlin dopiero wtedy otrząsnęła się z szoku, lecz nadal trzymała w sobie falę pytań cisnących się jej na usta.
    - Cześć – powiedział Mike takim tonem, jakby byli z Kate dobrymi przyjaciółmi, którzy nie widzieli się od lat.
    - Wejdź i rozgość się – Dziewczyna spróbowała przerwać ciszę, która nastąpiła.
    Kiedy w końcu oboje usiedli przy stole, Katlin odważyła się zadać pierwsze pytanie.
    - Mogę wiedzieć jak mnie znalazłeś? Śledziłeś mnie?
    - Oczywiście, że nie – od razu zaoponował Mike.
    - Przyczepiłeś mi nadajnik? – Pytała z naciskiem Kate.
    - Też nie… ja po prostu… wiedziałem, że tutaj będziesz…
    - Ale skąd?! – wybuchła nagle Katlin. Wiedziała, że chłopak coś przed nią ukrywa, tylko jeszcze nie wiedziała, co. – Skąd wiedziałeś, że będę akurat tutaj?
    Mike zrobił nerwowy ruch ręką i ukradkiem chwycił kieszeń swojego płaszcza.
    - Co tam masz? – Spytała, Katlin powoli uspokajając się.
    Młodzieniec niepewnym ruchem włożył rękę do kieszeni i wyjął z niej mały wisiorek w kształcie kryształu na skórzanym rzemyku.
    - To jest Ompilium. Kryształ czasu.
    Katlin na chwilę zamarła i wpatrywała się w błękitny kamień, z którego emanowała delikatna fala spokoju i ukojenia.
    - Pomaga cofać się w czasie? – Spytała, gdy w końcu wróciła na ziemię.
    - Tak, ale nie pomaga go zmieniać. Kiedy cofasz się za jego pomocą jesteś duchem. Istotą niematerialną. Nie możesz niczego zrobić, ani NICZEMU ZAPOBIEC – odpowiedział, patrząc na Kate.
    - Czyli jednak mnie śledziłeś? – Wywnioskował dziewczyna
    - Nie do końca. – bronił się Mike – w połowie drogi zgubiłem się i musiałem przeszukać całą okolicę. – Chłopak na chwile się zamyślił, po czym jakby sobie o czymś przypomniał. – Masz rodzeństwo?
    - Nie – odpowiedziała Katlin. Nie wiedziała, czemu, ale pytanie to wywołało u niej dziwny niepokój. – Dlaczego to pytasz?
    - Nic, nic… - odpowiedział jej Mike wyraźnie zbity z tropu.
    - To, co teraz mamy robić? – Spytała, Kate łamiącym się głosem. – Co mam zrobić, aby odzyskać rodziców?
    - Też się nad tym zastanawiam. Może…
    - Może, co? – spytała w nadzieją w głosie Katlin.
    - Może powinniśmy odszukać tą księgę?
    - A wiesz, chociaż gdzie jej szukać?
    - Tak, w Amriksie, ale to legenda…
    - Wiesz coś o tym? – spytała zaciekawiona Kate.
    - Amriks według niektórych podań był średniowiecznym miastem. Było ono piękne, miało brukowane ulice i wspaniałe ozdobne budynki. Domy były ze złota i srebra. Woda zawsze była czysta, ziemia żyzna a pola urodziwe.
    - I co się potem stało?
    - Kiedy wieść o złotym mieście rozeszła się, zaczęli napływać do niego ludzie. Rabowali budynki i robili inne dużo gorsze rzeczy. Kiedy w końcu umarli, ich dusze nie mogły zaznać spokoju, więc powróciły do Amriksu i strzegą go do dzisiaj.
     Katlin wstała i zaczęła chodzić po pokoju. Nagle jednak zatrzymała się.
    - Widziałeś? – spytała zaniepokojona Mika.
    - A co?
    - Nic, nic, tylko wydawało mi się, że coś przesunęło się za oknem.
    - To na pewno tylko złudzenie. – odpowiedział chłopak, jednak już mniej pewnym głosem.
    - Pewnie tak… to, co?
    -, Jak co? – spytał nie rozumiejąc Mike.
    - Idziemy szukać księgi? – spytała zniecierpliwiona Kate.
    - A mamy inne wyjście?
    Katlin właśnie chciała coś powiedzieć, ale przerwał jej pisk. Był tak ogłuszający, że dziewczyna ledwo nie upadła na podłogę. Z trudem utrzymując równowagę ruszyła w stronę Mike. Jednak ten stał jak zahipnotyzowany, w ogóle się nie ruszał.
    Nagle pisk ucichł. Kate podbiegła do Mika, aby ten przypadkowo nie osunął się na podłogę.
    - Co to było? – spytała przestraszona nie na żarty dziewczyna.
    - Słuchaj ty na pewno nie masz siostry, ani brata.
    - Już ci mówiłam, że nie mam. A co?
    - Nie chciałem ci mówić, żeby cię nie niepokoić, ale… kiedy stałem przed twoim domem zobaczyłem na ziemi małe odciski stóp.
    Kate poczuła, jak krew odpływa jej od twarzy.
    - Ale to nie wszystko… - powiedział Mike zdenerwowanym tonem. – Kiedy pukałem do domu, jakaś biała postać pojawiła się w oknie. Dosłownie na chwilę. Myślałem, że to ty, ale kilka sekund później otworzyłaś mi drzwi, więc nie mogłaś tak szybko zejść prawda?
    Katlin zachwiała się. Serce stanęło jej ze strachu, a dłonie stały się zimne, jak lód. Nagle z góry dało się słyszeć odgłos, jakby woda kapiąca na podłogę. Następnie coś skrzypnęło i wydało całą serie pisków.
    Ktoś chodził po schodach.

________________________________________
Fragment o Złotym mieście miał nam pokazać, że mając coś drogocennego, mamy się z tego cieszyć, a nie rozgłaszać to w kóło, bo w końcu znajdzie się ktoś, kto będzie nam chciał to odebrać.

niedziela, 30 czerwca 2013

Powiadomienie

1. Następny post pojawi się niebawem najprawdopodobniej jutro, lub we wtorek.

2. Zapraszam na mojego drugiego bloga: Klik

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział III. Podróżnicy


  - Katlin... Halo jesteś tam? Katlin! - Stanowczy głos Haurona wyrwał dziewczynę z zamyślenia
    - Co... Ach tak... Jestem - Odpowiedziała dziewczyna, jednocześnie przyłapując się na roztargnieniu. 
    - Więc jak? Przystajesz na naszą propozycję? - Zapytał jeden z Wyższych. Kate nie wiedziała jak miał on na imię. Nigdy nie potrafiła ich rozróżnić. Wszyscy mieli ciemne, mądre oczy i czarne włosy. Nosili również długie granatowe peleryny. Wszyscy przewyższali Katlin co najmniej o głowę. Może nawet byli braćmi, jednak Kate nigdy nie miała odwagi ich o to zapytać.
    - Katlin co z naszą propozycją? - Zapytał z naciskiem Wyższy. - Zgadzasz się na nią, czy nie?
    "Czy się zgadzam? - Pomyślała Kate. - O czym oni w ogóle mówią"
    - Przepraszam moglibyście mi jeszcze raz przedstawić swój pomysł? Muszę się zastanowić...
    Wyższy siedzący naprzeciwko niej wypuścił głośno powietrze i pokazał reszcie rady, aby się ścieśnili. Wszyscy oprócz Katlin usiedli w kole i zaczęli coś zaciekle szeptać.
    - Mówiłem, że to zły pomysł...
    - Trzeba było jej nie dopuszczać...
    - Pamiętajcie... - W tym głosie Katlin rozpoznała Haurona. - Ona to Temvia. Trzeba ją chronić.
    Rozmowa trwała jeszcze kilka minut. W końcu wszyscy umilkli i z powrotem zajęli swoje miejsca. Teraz odezwała się Katlin.
    -Co to znaczy, że jestem Temvia dlaczego macie mnie chronić?
    Wyżsi spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Wreszcie wstał Hauron, lecz zamiast mówić zaczął nasłuchiwać. Dał innym znak ręką, aby umilkli. Dopiero w tym momencie Katlin zorientowała się, że od dłuższego czasu słyszy równomierne pukanie wydobywające się od strony drzwi.
    Cztery głośne.
    Jedno ciche.
    "To na pewno ktoś z rady" - pomyślała Kate i rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystkie miejsca były jednak zajęte. Chociaż chwilę... Obok biblioteczki stojącej w samym rogu pokoju, znajdowało się krzesło. Było zapewne przyniesione z innego pomieszczenia, ponieważ nie było czerwone jak wszystkie inne, tylko pomarańczowe.
    Katlin jeszcze raz zmierzyła wzrokiem twarze wszystkich członków rady. Dopiero teraz zobaczyła między nimi znaczne różnice. Niektórzy mieli jaśniejsze włosy, ciemniejsze oczy, lub ledwo widoczny zarost. Wszyscy bez wyjątku byli na swoich miejscach. No pewnie. Przecież tylko w razie jakiegoś wypadku można było nie zjawić się na radzie. A gdyby taki się zdarzył, zapewnie inni zostaliby o nim poinformowani już na początku zebrania.
    Więc kto pukał do drzwi?
    Katlin zaraz miała się o tym przekonać, lecz najpierw głębiej wsłuchała się w pukanie. Nie było ono podobne do pukania członków rady. Te były szorstkie i pozbawione jakiegokolwiek wyczucia. Ten natomiast odgłos był miękki, ciepły a ten, kto go wystukiwał robił to w jakimś ustalonym dla siebie rytmie.
    Hauron powoli wstał i podszedł do drzwi. Chwile się przed nimi zatrzymał, po czym jednym ruchem otworzył je na całą szerokość.
    Na zewnątrz był już wieczór, więc Kate musiała przyzwyczaić wzrok do ciemności, zanim zobaczyła, kto stoi w progu. Była to wysoka postać ubrana w długi czarny płaszcz. Z pod kaptura, rzucającego złowieszczy cień na twarz przybysza, widać było coś błyszczącego, jak gdyby paliła się tam świeczka, bądź lampa.
    Gość zdjął kaptur. Dopiero teraz Katlin dostrzegła, że to nie była lampa, tylko jasne włosy, odbijające światło żyrandola wiszącego nad stołem zebrań.
    - Nareszcie przyszedłeś! - Powiedział Hauron i wyciągnął rękę do nowo przybyłego młodzieńca. Ten oderwawszy spojrzenie od Kate skierował je na mówiącego.
    - Przepraszam za spóźnienie, ale zatrzymały mnie Monstirritusy.
    "Znowu te dziwne nazwy" - Pomyślała Katlin.
    - Tak, oczywiście. - Mówił dalej Hauron - ostatnio jest z nimi sporo kłopotów...
    - Przepraszam, że przerywam - Wtrąciła się zniecierpliwiona, już trochę Kate - O czym my mówimy?
    - Pozwól, że ja ci to wytłumaczę. - Powiedział spokojnie Hauron, po czym usiadł naprzeciwko niej.
- Pamiętasz dzień, w którym twoi rodzice zniknęli?
    "Pewnie, pamiętam to doskonale." - chciała powiedzieć Kate, ale tego nie zrobiła.
    - Pamiętam to, ale już jakby przez mgłę. - Odpowiedziała. Mówiąc to czuła ucisk w żołądku. Czasami, jedno wspomnienie boli bardziej, niż przeżywanie na nowo tego samego.
    Hauron zrobił zaniepokojoną minę, ale mówił dalej.
    - W momencie, kiedy wymazałaś wspomnienie z pamiętnika stałaś się  Temvią. Temvianami zostają ludzie, którzy mają wpływ na czas. Nieważne jaki. Można tak jak ty, używać do tego środków zewnętrznych, można mieć też po prostu dar panowania nad czasem. Takiej Temvii nie widziano jednak od bardzo dawna.
    - No dobrze. - Powiedziała słabo Kate. - A co to jest  Monstirritus?
    - Monstirritus - tym razem odezwał się nowo przybyły. - To istoty, które zabierają czas. Ich nie ma, nie było i nie będzie. One nie istnieją w przestrzeni, tylko w czasie. To tak jakbyś zamknęła się w jakimś szklanym pudełku a wokół niego umięściła różne ptaki. Widzisz je, a one widzą ciebie, jednak nie potraficie się dotknąć. W końcu jednak ptaki zaczynają uderzać o szkło a ono się tłucze. Wtedy zwierzęta mogą zabrać coś z pomieszczenia. Różnica polega na tym, że możesz wyjść z pudełka i zacząć je gonić.  naszym świecie byłoby to niemożliwe.
    - Jak powstały Monstirriusy? - Zapytała zaciekawiona Katniss.
    - Żeby się tego dowiedzieć musianoby skonstrułować pojazd, który wyszedł by z przestrzeni, a tego nie dokonał jeszcze nikt.
    - Prawie nikt... - Dopowiedział cicho Hauron. - Był pewien Monstirritus, który wyszedł z przestrzeni i zamieszkał w naszym czasie. Zamknął się w próżni i z tamtąd kontaktował się  pewnym uczonym. Telepatycznie. Uczony ten zaczął zapisywać "rozmowy"  w pewnej księdze. Niestety zostawił ją w Omriksie.
    - A co to jest? - Spytała znowu Katlin, nie przypominając sobie, by kiedyś słyszała tą nazwę.
    - To pradawne miasto zamieszkane przez istoty cienia. Chcemy, abyć się tam właśnie udała.
    - Przecież przed chwilą mówiliście, że trzeba mnie chronić.
    - Prawda, ale tylko tak możemy odzyskać twoich rodziców. A poza tym nie pójdziesz sama. Pójdziesz z Mikiem (czytaj Majkiem) - ruchem głowy wskazał na blondyna.
    - A, za przeproszeniem, co on może działać?
    - To pierwszy od wielu stuleci Podrónik w czasie. PRAWDZIWY.
Mike skinął powoli głową. Wtedy stało się coś dziwnego. Ściany Libiru poruszyły się. Wszystko zaczęło się trząść. Cegły wypadały ze ścian, obrazy spadały z półek. Nagle wszysy znieruchomieli.
    - Szybko - Krzyknął Jack - Musisz uciekać!
    - A co z resztą?! - Odkrzyknęła Katlin.
    - Muszą sobie poradzić! Nic nie zrobimy! To  Monstirritus!
     Nagle twarz Kate zbladła. Dziewczyna poczuła jak krew odpływa jej z twarzy.
    -Biegnij do swojego domu! - Powiedział jej Jack. - Na pewno cię znajdę.
     Katlin Pamiętał już tylko ostry fragment potłuczonego szkła, przecinającego jej rękę. Pobiegła  ile sił w nogach. Po drodze obejrzała się jeszcze i zobaczyła ogromny fragment świata, który odlatywał w nicość. Mike miał rację. Nic nie dało się zrobić.



    Kate otworzyła oczy. Leżała na swoim łóżku i kurczowo trzymała się koca, jakby tylko to mogło ją powstrzymać, przed odleceniem w nieznane. Na wspomnienie poprzedniego dnia zaschło jej w gardle.
    Nagle usłyszała pukanie.
    Cztery głośne.
    Jedno ciche.





 

 


wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział II. Błąd, który zmienia życie


Rozdział ten dedykuję mojemu dobremu koledze Mateuszowi 

_______________________________ 

    Katlin rozłożyła się na swoim łóżku. Kłębki myśli wiły się w jej głowie wychaczajac to nowe wspomnienia i obrazy dotyczące dzisiejszego wieczoru. Jakby się głębiej zastanowić jej zachowanie było bardzo naiwne, a a wręcz dziecinne.
Po co tam szła?
Dzaczego to zrobiła?
Powinna była się zastanowić. Powinna była temu zapobiec.
    Przed oczami stanął jej obraz z tamtego wieczoru. Wszystko sobie przypominała. Powoli i z wysiłkiem, ale już miała zanik tamtych wydarzeń. Nadal jednak myśli jej nie mogły przebić się do jej głowy. Zostawały na obrzeżu świadomości dziewczyny i mieszały się to ze snem, to z jawą.
    Jednak w pewnym momencie przebiły się i Kate przypomniała sobie każdy szczegół.
    Był wtedy wieczór. Ostatnie promienie słońca, przebijały się przez gęste korony drzew i powoli usypiały liście, kołyszące się powoli pod wpływem wiatru.   
    Kate szła wąską ścieżką. Powiewający płaszcz nadawał jej postaci tajemniczy charakter. Dziewczyna jednak nie przejmowała się tym. Mrużyła swoje zielone oczy przed zimnym powietrzem wiejącym na nią ze wschodu. Była zmęczona. Przebyła długą drogę aby dotrzeć do Libiru. Tam miała się spotkać rada Wyższych aby omówić ważną sprawę związaną z całym światem.
    Do Wyższych należeli rodzice Kate. W stowarzyszeniu mogli znajdować się jedynie filozofowie z wysokim stanowiskiem, lub stanem majątkowym. Miriam i Robir to znaczy mama i tata dziewczyny należeli do tych pierwszych. Gdyby nie ich talent a raczej jak to mówili niektórzy dar byliby pewnie zginęli w nędzy jaka panowała w ich domu.
    Katlin dotarła do ogromnych drzwi Libiru. Był to zamek z bardzo dawnych czasów. Jak każdy zamek, otoczony był murami, ale tylko po to, aby ich widok odstraszał wroga. Wyżsi otaczali fortecę wymyślnymi pułapkami, więc mury były do niczego.
    Kate zapukała cztery razy głośno i raz ciszej. To był sygnał dla rady. Informowało ich to, że przybył członek ich stowarzyszenia.
    Drzwi otworzył jej wysoki młodzieniec o bladej twarzy, ciemnych włosach i przenikliwych czarnych oczach. Katlin poznała go od razu. Był to Hauron jeden z mistrzów w radzie. Nie wiedzieć czemu dziewczyna nigdy nie darzyła go zaufaniem.
    Hauron pozdrowił ją gestem i skinieniem głowy zaprosił do środka. Tam przy długim prostokątnym stole siedziała reszta rady.
    Kate rozejrzała się po pokoju. Ściany obwieszone były ozdobnymi tkaninami przedstawiającymi zwykle sceny walki. Jednak jeden obraz różnił się o innych. Widniała na nim młoda dziewczya siędząca nad jeziorem. Była noc a gwiazdy jaśniały każdym swoim odcieniem. Dziewczyna wpatrywała się w wodeę. Na jej powierzchni widniała twarz młodego mężczyzny uśmiechającego się z czułością.
    Katlin po raz pierwszy zwróciła uwagę na ten obraz. Zwykle kiedy przychodziła tutaj z tatą patrzyła na jego oblicze, mówiące o czymś z wyraźnym skupieniem.
Tak.
Tata.
    Katlin nagle zaschło w gardle. Zrobiło jej się zimno, a  słone łzy cisnęły się do oczu.
    Przypomniała sobie scenę z ubiegłego lata, której mogła zapobiec, ale tego nie zrobiła.
    Rodzice Katlin pracowali wtedy nad bardzo niebezpiecznym projektem. Pewnego dnia Kate zakradła się do ich pracowni i wykradła z niej małą książkę. Myślała, że będą w niej zapiski dotyczące tajemnicy, którą rodzice dziewczyny ukrywali przed nią. Wtedy Katlin zobaczyła w książce jakieś niezrozumiałe zdanie, zapisane dziwnym językiem. Wzięła do ręki gumkę i wymazała je, ponieważ myślała, że to jakieś złośliwe dzieciaki z wioski podkradły się do domu i zapisały coś w zeszycie. Wtedy nagle Kate została ogłuszona przeraźliwym krzykiem. Był tak silny, że dziewczyna straciła równowagę i upadła. Nagle zorientowała się, że to był krzyk jej matki. Wybiegła na podwórze i zaczęła nawoływać rodziców, których jednak nigdzie nie było. Nagle tknięta przeczuciem Kat wyjęła z kieszeni zdjęcie, które zrobiła sobie z Miriam i Robirem na swoje dziesiąte urodziny. Pamiętała ten moment jak żaden inny w swoim życiu. Jednak kiedy spojrzała na forografię zrobiło jej się słabo.
Na zdjęciu tym nie było rodziców.
Jej również nie było.
   




Witaj

Moją pasją jest pisanie opowiadań fantastycznych. To pomaga mi ulotnić się w moje własne miejsce, do świata w którym jestem inna. Lepsza. Nie lubię ludzi, którzy próbują mnie zmieniać i coś mi wmawiają. To wszystko z mojej strony.