niedziela, 30 czerwca 2013

Powiadomienie

1. Następny post pojawi się niebawem najprawdopodobniej jutro, lub we wtorek.

2. Zapraszam na mojego drugiego bloga: Klik

środa, 26 czerwca 2013

Rozdział III. Podróżnicy


  - Katlin... Halo jesteś tam? Katlin! - Stanowczy głos Haurona wyrwał dziewczynę z zamyślenia
    - Co... Ach tak... Jestem - Odpowiedziała dziewczyna, jednocześnie przyłapując się na roztargnieniu. 
    - Więc jak? Przystajesz na naszą propozycję? - Zapytał jeden z Wyższych. Kate nie wiedziała jak miał on na imię. Nigdy nie potrafiła ich rozróżnić. Wszyscy mieli ciemne, mądre oczy i czarne włosy. Nosili również długie granatowe peleryny. Wszyscy przewyższali Katlin co najmniej o głowę. Może nawet byli braćmi, jednak Kate nigdy nie miała odwagi ich o to zapytać.
    - Katlin co z naszą propozycją? - Zapytał z naciskiem Wyższy. - Zgadzasz się na nią, czy nie?
    "Czy się zgadzam? - Pomyślała Kate. - O czym oni w ogóle mówią"
    - Przepraszam moglibyście mi jeszcze raz przedstawić swój pomysł? Muszę się zastanowić...
    Wyższy siedzący naprzeciwko niej wypuścił głośno powietrze i pokazał reszcie rady, aby się ścieśnili. Wszyscy oprócz Katlin usiedli w kole i zaczęli coś zaciekle szeptać.
    - Mówiłem, że to zły pomysł...
    - Trzeba było jej nie dopuszczać...
    - Pamiętajcie... - W tym głosie Katlin rozpoznała Haurona. - Ona to Temvia. Trzeba ją chronić.
    Rozmowa trwała jeszcze kilka minut. W końcu wszyscy umilkli i z powrotem zajęli swoje miejsca. Teraz odezwała się Katlin.
    -Co to znaczy, że jestem Temvia dlaczego macie mnie chronić?
    Wyżsi spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Wreszcie wstał Hauron, lecz zamiast mówić zaczął nasłuchiwać. Dał innym znak ręką, aby umilkli. Dopiero w tym momencie Katlin zorientowała się, że od dłuższego czasu słyszy równomierne pukanie wydobywające się od strony drzwi.
    Cztery głośne.
    Jedno ciche.
    "To na pewno ktoś z rady" - pomyślała Kate i rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystkie miejsca były jednak zajęte. Chociaż chwilę... Obok biblioteczki stojącej w samym rogu pokoju, znajdowało się krzesło. Było zapewne przyniesione z innego pomieszczenia, ponieważ nie było czerwone jak wszystkie inne, tylko pomarańczowe.
    Katlin jeszcze raz zmierzyła wzrokiem twarze wszystkich członków rady. Dopiero teraz zobaczyła między nimi znaczne różnice. Niektórzy mieli jaśniejsze włosy, ciemniejsze oczy, lub ledwo widoczny zarost. Wszyscy bez wyjątku byli na swoich miejscach. No pewnie. Przecież tylko w razie jakiegoś wypadku można było nie zjawić się na radzie. A gdyby taki się zdarzył, zapewnie inni zostaliby o nim poinformowani już na początku zebrania.
    Więc kto pukał do drzwi?
    Katlin zaraz miała się o tym przekonać, lecz najpierw głębiej wsłuchała się w pukanie. Nie było ono podobne do pukania członków rady. Te były szorstkie i pozbawione jakiegokolwiek wyczucia. Ten natomiast odgłos był miękki, ciepły a ten, kto go wystukiwał robił to w jakimś ustalonym dla siebie rytmie.
    Hauron powoli wstał i podszedł do drzwi. Chwile się przed nimi zatrzymał, po czym jednym ruchem otworzył je na całą szerokość.
    Na zewnątrz był już wieczór, więc Kate musiała przyzwyczaić wzrok do ciemności, zanim zobaczyła, kto stoi w progu. Była to wysoka postać ubrana w długi czarny płaszcz. Z pod kaptura, rzucającego złowieszczy cień na twarz przybysza, widać było coś błyszczącego, jak gdyby paliła się tam świeczka, bądź lampa.
    Gość zdjął kaptur. Dopiero teraz Katlin dostrzegła, że to nie była lampa, tylko jasne włosy, odbijające światło żyrandola wiszącego nad stołem zebrań.
    - Nareszcie przyszedłeś! - Powiedział Hauron i wyciągnął rękę do nowo przybyłego młodzieńca. Ten oderwawszy spojrzenie od Kate skierował je na mówiącego.
    - Przepraszam za spóźnienie, ale zatrzymały mnie Monstirritusy.
    "Znowu te dziwne nazwy" - Pomyślała Katlin.
    - Tak, oczywiście. - Mówił dalej Hauron - ostatnio jest z nimi sporo kłopotów...
    - Przepraszam, że przerywam - Wtrąciła się zniecierpliwiona, już trochę Kate - O czym my mówimy?
    - Pozwól, że ja ci to wytłumaczę. - Powiedział spokojnie Hauron, po czym usiadł naprzeciwko niej.
- Pamiętasz dzień, w którym twoi rodzice zniknęli?
    "Pewnie, pamiętam to doskonale." - chciała powiedzieć Kate, ale tego nie zrobiła.
    - Pamiętam to, ale już jakby przez mgłę. - Odpowiedziała. Mówiąc to czuła ucisk w żołądku. Czasami, jedno wspomnienie boli bardziej, niż przeżywanie na nowo tego samego.
    Hauron zrobił zaniepokojoną minę, ale mówił dalej.
    - W momencie, kiedy wymazałaś wspomnienie z pamiętnika stałaś się  Temvią. Temvianami zostają ludzie, którzy mają wpływ na czas. Nieważne jaki. Można tak jak ty, używać do tego środków zewnętrznych, można mieć też po prostu dar panowania nad czasem. Takiej Temvii nie widziano jednak od bardzo dawna.
    - No dobrze. - Powiedziała słabo Kate. - A co to jest  Monstirritus?
    - Monstirritus - tym razem odezwał się nowo przybyły. - To istoty, które zabierają czas. Ich nie ma, nie było i nie będzie. One nie istnieją w przestrzeni, tylko w czasie. To tak jakbyś zamknęła się w jakimś szklanym pudełku a wokół niego umięściła różne ptaki. Widzisz je, a one widzą ciebie, jednak nie potraficie się dotknąć. W końcu jednak ptaki zaczynają uderzać o szkło a ono się tłucze. Wtedy zwierzęta mogą zabrać coś z pomieszczenia. Różnica polega na tym, że możesz wyjść z pudełka i zacząć je gonić.  naszym świecie byłoby to niemożliwe.
    - Jak powstały Monstirriusy? - Zapytała zaciekawiona Katniss.
    - Żeby się tego dowiedzieć musianoby skonstrułować pojazd, który wyszedł by z przestrzeni, a tego nie dokonał jeszcze nikt.
    - Prawie nikt... - Dopowiedział cicho Hauron. - Był pewien Monstirritus, który wyszedł z przestrzeni i zamieszkał w naszym czasie. Zamknął się w próżni i z tamtąd kontaktował się  pewnym uczonym. Telepatycznie. Uczony ten zaczął zapisywać "rozmowy"  w pewnej księdze. Niestety zostawił ją w Omriksie.
    - A co to jest? - Spytała znowu Katlin, nie przypominając sobie, by kiedyś słyszała tą nazwę.
    - To pradawne miasto zamieszkane przez istoty cienia. Chcemy, abyć się tam właśnie udała.
    - Przecież przed chwilą mówiliście, że trzeba mnie chronić.
    - Prawda, ale tylko tak możemy odzyskać twoich rodziców. A poza tym nie pójdziesz sama. Pójdziesz z Mikiem (czytaj Majkiem) - ruchem głowy wskazał na blondyna.
    - A, za przeproszeniem, co on może działać?
    - To pierwszy od wielu stuleci Podrónik w czasie. PRAWDZIWY.
Mike skinął powoli głową. Wtedy stało się coś dziwnego. Ściany Libiru poruszyły się. Wszystko zaczęło się trząść. Cegły wypadały ze ścian, obrazy spadały z półek. Nagle wszysy znieruchomieli.
    - Szybko - Krzyknął Jack - Musisz uciekać!
    - A co z resztą?! - Odkrzyknęła Katlin.
    - Muszą sobie poradzić! Nic nie zrobimy! To  Monstirritus!
     Nagle twarz Kate zbladła. Dziewczyna poczuła jak krew odpływa jej z twarzy.
    -Biegnij do swojego domu! - Powiedział jej Jack. - Na pewno cię znajdę.
     Katlin Pamiętał już tylko ostry fragment potłuczonego szkła, przecinającego jej rękę. Pobiegła  ile sił w nogach. Po drodze obejrzała się jeszcze i zobaczyła ogromny fragment świata, który odlatywał w nicość. Mike miał rację. Nic nie dało się zrobić.



    Kate otworzyła oczy. Leżała na swoim łóżku i kurczowo trzymała się koca, jakby tylko to mogło ją powstrzymać, przed odleceniem w nieznane. Na wspomnienie poprzedniego dnia zaschło jej w gardle.
    Nagle usłyszała pukanie.
    Cztery głośne.
    Jedno ciche.





 

 


wtorek, 18 czerwca 2013

Rozdział II. Błąd, który zmienia życie


Rozdział ten dedykuję mojemu dobremu koledze Mateuszowi 

_______________________________ 

    Katlin rozłożyła się na swoim łóżku. Kłębki myśli wiły się w jej głowie wychaczajac to nowe wspomnienia i obrazy dotyczące dzisiejszego wieczoru. Jakby się głębiej zastanowić jej zachowanie było bardzo naiwne, a a wręcz dziecinne.
Po co tam szła?
Dzaczego to zrobiła?
Powinna była się zastanowić. Powinna była temu zapobiec.
    Przed oczami stanął jej obraz z tamtego wieczoru. Wszystko sobie przypominała. Powoli i z wysiłkiem, ale już miała zanik tamtych wydarzeń. Nadal jednak myśli jej nie mogły przebić się do jej głowy. Zostawały na obrzeżu świadomości dziewczyny i mieszały się to ze snem, to z jawą.
    Jednak w pewnym momencie przebiły się i Kate przypomniała sobie każdy szczegół.
    Był wtedy wieczór. Ostatnie promienie słońca, przebijały się przez gęste korony drzew i powoli usypiały liście, kołyszące się powoli pod wpływem wiatru.   
    Kate szła wąską ścieżką. Powiewający płaszcz nadawał jej postaci tajemniczy charakter. Dziewczyna jednak nie przejmowała się tym. Mrużyła swoje zielone oczy przed zimnym powietrzem wiejącym na nią ze wschodu. Była zmęczona. Przebyła długą drogę aby dotrzeć do Libiru. Tam miała się spotkać rada Wyższych aby omówić ważną sprawę związaną z całym światem.
    Do Wyższych należeli rodzice Kate. W stowarzyszeniu mogli znajdować się jedynie filozofowie z wysokim stanowiskiem, lub stanem majątkowym. Miriam i Robir to znaczy mama i tata dziewczyny należeli do tych pierwszych. Gdyby nie ich talent a raczej jak to mówili niektórzy dar byliby pewnie zginęli w nędzy jaka panowała w ich domu.
    Katlin dotarła do ogromnych drzwi Libiru. Był to zamek z bardzo dawnych czasów. Jak każdy zamek, otoczony był murami, ale tylko po to, aby ich widok odstraszał wroga. Wyżsi otaczali fortecę wymyślnymi pułapkami, więc mury były do niczego.
    Kate zapukała cztery razy głośno i raz ciszej. To był sygnał dla rady. Informowało ich to, że przybył członek ich stowarzyszenia.
    Drzwi otworzył jej wysoki młodzieniec o bladej twarzy, ciemnych włosach i przenikliwych czarnych oczach. Katlin poznała go od razu. Był to Hauron jeden z mistrzów w radzie. Nie wiedzieć czemu dziewczyna nigdy nie darzyła go zaufaniem.
    Hauron pozdrowił ją gestem i skinieniem głowy zaprosił do środka. Tam przy długim prostokątnym stole siedziała reszta rady.
    Kate rozejrzała się po pokoju. Ściany obwieszone były ozdobnymi tkaninami przedstawiającymi zwykle sceny walki. Jednak jeden obraz różnił się o innych. Widniała na nim młoda dziewczya siędząca nad jeziorem. Była noc a gwiazdy jaśniały każdym swoim odcieniem. Dziewczyna wpatrywała się w wodeę. Na jej powierzchni widniała twarz młodego mężczyzny uśmiechającego się z czułością.
    Katlin po raz pierwszy zwróciła uwagę na ten obraz. Zwykle kiedy przychodziła tutaj z tatą patrzyła na jego oblicze, mówiące o czymś z wyraźnym skupieniem.
Tak.
Tata.
    Katlin nagle zaschło w gardle. Zrobiło jej się zimno, a  słone łzy cisnęły się do oczu.
    Przypomniała sobie scenę z ubiegłego lata, której mogła zapobiec, ale tego nie zrobiła.
    Rodzice Katlin pracowali wtedy nad bardzo niebezpiecznym projektem. Pewnego dnia Kate zakradła się do ich pracowni i wykradła z niej małą książkę. Myślała, że będą w niej zapiski dotyczące tajemnicy, którą rodzice dziewczyny ukrywali przed nią. Wtedy Katlin zobaczyła w książce jakieś niezrozumiałe zdanie, zapisane dziwnym językiem. Wzięła do ręki gumkę i wymazała je, ponieważ myślała, że to jakieś złośliwe dzieciaki z wioski podkradły się do domu i zapisały coś w zeszycie. Wtedy nagle Kate została ogłuszona przeraźliwym krzykiem. Był tak silny, że dziewczyna straciła równowagę i upadła. Nagle zorientowała się, że to był krzyk jej matki. Wybiegła na podwórze i zaczęła nawoływać rodziców, których jednak nigdzie nie było. Nagle tknięta przeczuciem Kat wyjęła z kieszeni zdjęcie, które zrobiła sobie z Miriam i Robirem na swoje dziesiąte urodziny. Pamiętała ten moment jak żaden inny w swoim życiu. Jednak kiedy spojrzała na forografię zrobiło jej się słabo.
Na zdjęciu tym nie było rodziców.
Jej również nie było.
   




niedziela, 16 czerwca 2013

Od autora

Jutro nowy post. Mam już ogólny zarys wystarczy tylko to napisać. Nie pisałam w weekend, bo zapomniałam, że mam wyjazd :-( Przepraszam za to :-)




środa, 12 czerwca 2013

Myśl

Jeżeli w chwili śmierci chciabyś przywołać wszystkie dobre myśli, musiałbyś dostać nowe życie, aby je wszystkie wypowiedzieć. Jednak wtedy napłynęłyby nowe wspomnienia i wszystko powtórzyłoby się. Dlatego lepiej nie myśleć "Co by było ?" tylko dać się prowadzić losowi.




piątek, 7 czerwca 2013

Księga Perwsza. Rozdział I. Mgła.

    Katlin biegłą pomiędzy opustoszałymi alejami. Jej  płaszcz łopotał zaciekle, uderzając ją raz po raz w plecy. Długie włosy dziewczyny co chwila przesłaniały jej widok, a żeby je odgarnąć musiała zwolnić. Nie mogła sobie na to pozwolić. Biegła wytrwale dalej potykając się o nierówności i wpadając w kałuże. Starała się jak tylko mogła. Musiała dobiec do tego miejsca. To było jej ostatnie schronienie.   
Dziewczyna obejrzała się za siebie. To co zobaczyła, sprawiło, że jej serce zatrzymało się. Poczuła, jak krew odpływa z jej twarzy. Dopiero uczucie chłodnej wody w bucie pomogło jej wrócić do rzeczywistości. Ruszyła ze zdwojoną siłą. Mocniej zasisnęła pięści, by nie stracić równowagi. To spowodowało, że rana na jej prawej ręce rozszerzyła się. Kate przeszedł ostry ból.
    Nagle zza zaketu wyłoniła się mała, drewniana chatka. Jej okna były zakratowane i do tego zasłonięte od wewnątrz, tak aby nie można było zobaczyć co jest w środku.
    Katlin przyspieszyła biegu. Było jej jednak coraz ciężej. Nogi bolały ją niemiłosiernie, a rana piekła żywym ogniem. Do tego liście drzew ocierały się o jej twarz, jakby chciały ją pochwycić i zostawiały po sobie czerwone pręgi.
    - Jeszcze kilka metrów... - Myślała dziewczyna. - cztery, trzy, dwa...
    Ostatni odcinek drogi Kate pokonała skokiem. Kiedy, po trwającej dla niej niezmiernie długo chwili, znalazła się w małej izbie, drzwi zatrzasnęły się, jakby pchnął je silny wiatr. Było to, zgoła niemożliwe, ponieważ  na dworze była bezchmurna noc i nawet lekki zefir nie poruszał uśpionymi liśćmi. Tak było przynajmniej do tej pory. Kate podeszła do okna i odsłoniła czarną firankę. To co się działo za szybą przekraczało wszelkie wyobrażenia.
    Niebo było szkarłatne. Po nim z dużą prędkością poruszała się wielka ognista kula. Gdy znikła za horyzontem nastała pustka. Zdawać by się mogło, że nie ma już nic. Żadnej myśli, żadnego słowa i uczucia. Nie ma nas, nie było, nie będzie. Na tę myśl Katlin zrobiło się słabo. Oparła się lekko o framugę okna i patrzyła na dalszy ciąg wydarzeń.
   Po kilkunastu minutach Ciemność powoli ustąpiła. Teraz niebo było żółe a ziemia spalona i popękana. Nie było już żadnych roślin, tylko kilka suchych krzaczków.
    Kate zmęczona wieczornym pościgiem położyła się na łóżku i zaczęła rozmyślać. Nagle stwierdziła, że nastał już wieczór. Podeszła do okna. Tym razem znowu nie było gwiazd, ani księżyca, lecz wszędzie rozpościerała się mgła. Dziewczynę przeszedł lekki dreszczyk, lecz patrzyła z satysfakcją, na ten niecodzienny krajobraz. Nagle odskoczyła od okna jak oparzona. Z mgły wyłonił się mały chłopiec. Miał bladą wychudzoną skórę i białe błagające oczy, które świeciły na tle ciemności. Kate nagle ścisneło się serce. Pedeszła do okna i powoli, jakby bała się poparzenia zaczęła je otwierać. Wtedy nagle dziecko zaczęło drapać po szybie długimi pazurami. Katlin krzyknęła i zamknęła szybę. Przed zasłonięciem okna sobaczyła jeszcze bladą twarz znikającą w mgle.
Stało się.
Czas zmienł swój bieg.

                       

Witaj

Moją pasją jest pisanie opowiadań fantastycznych. To pomaga mi ulotnić się w moje własne miejsce, do świata w którym jestem inna. Lepsza. Nie lubię ludzi, którzy próbują mnie zmieniać i coś mi wmawiają. To wszystko z mojej strony.