_______________________________________
Katlin i Mike cofali się powoli w głąb pokoju. Odgłos
chodzenia przybliżał się jednak z każdym krokiem. Po kilku długich sekundach
Kate była pewna, że cokolwiek wydaje te odgłosy, stoi już za drzwiami. W panice
rozejrzała się po pokoju. Nie widziała niczego, gdzie mogłaby się schować.
Stolik, który nie zmieściłby nawet jej w połowie. Mały schowek na miotły.
Skrzynia na różne rzeczy typu: nieużywane zabawki, za małe ubrania i wiele
innych przedmiotów, które nigdy nie miały już ujrzeć światła dziennego. Była
jeszcze duża kanapa, jednak przylegała ona do ściany, a odsunięcie jej zajęłoby
dużo czasu, którego niestety nie posiadali.
Nagle Mike
chwycił Kate i pociągnął ją na podłogę. Zaczął również opukiwać ścianę obok
nich, aż w końcu drewniana obudowa, wydała w jednym miejscu głuchy odgłos.
- Masz coś
ostrego? – Spytał Katlin, nie przestając opukiwać reszty desek. Trzy z nich
wydawały odgłosy inne od reszty.
Dziewczyna w
przypływie strachu zerwała się na równe nogi i sięgnęła po scyzoryk leżący na
stoliku. Szybko podała go Mikowi. Ten pochwyciwszy nóż zaczął podważać deski
ostrzem, aż w końcu wszystkie trzy leżały obok niego na podłodze.
- Wejdź tam –
Nakazał Kate, po czym zaczął zbierać deski. Ułożył je potem obok kominka, tak
by wyglądały na opał. W ścianie powstała za to dziura, która jak się okazało
zdołałaby pomieścić aż cztery osoby.
Kate weszła do
wnęki, a Mike wziął stolik, po czym przysunął go tak, aby nie było widać
wejścia do kryjówki. Po kilku sekundach zajął miejsce obok Kate. Zrobił to w
tym samym czasie kiedy drzwi otworzyły się z hukiem, wyrwały z zawiasów i
wylądowały o kilka metrów od miejsca, w którym ukryli się Kate i Mike.
Nagle w pokoju
zapanowała cisza. Nie była ona jednak niespokojna i nie wiała grozą. Była miła
i kojąca.
Katlin poczuła jak
włosy unoszą się na niej, jakby ktoś naelektryzował je balonem.
Wtedy dziewczyna
usłyszała kroki, zbliżające się do ich kryjówki. Stolik odsunął się, a wręcz
odpłynął, ukazując wejście do azylu. Katlin zamknęła oczy. Czas jakby się
zatrzymał.
Katlin uniosła
wzrok. Wokoło panowała cisza. Niby ta sama, co przed chwilą, jednak była
dziwnie głucha.
Obraz, który Kate
zobaczyła wyrwał ją z zamyślenia. Przedmiotów, które znajdywały się wcześniej w
jej pokoju nie było. Zastąpiła je pustka. Wszędzie, gdzie okiem sięgnąć było
biało, jakby wszystko spowiła, zimna, tajemnicza mgła. Katlin zaczęła szukać
ręką, aż dotknęła ciepłej dłoni Mike. Odwrócił się do niego. Przez chwilę ich
spojrzenia skrzyżowały się.
Chłopak był tak
samo wystraszony jak Kate. Jego oczy nie miały już tego żywego blasku, jednak
nikły uśmiech wciąż czaił się w kącikach jego ust.
„Gdzie jesteśmy?”
Pomyślała Katlin i zdziwiła się, gdy jej głos rozniósł się po całym
pomieszczeniu (jeżeli to było pomieszczenie) i został powtórzony tysiąc razy.
„Nie wiem”
odpowiedział jej Mike tym samym sposobem. Przy okazji Kate zauważyła, że nie
poruszał przy tym ustami, jakby wszystkie jego myśli, wydobywały się z głębi
jego głowy.
Znowu nastała ta cisza.
Dopiero wtedy Kate zauważyła coś dziwnego. Pośrodku mgły stały tajemnicze
postacie. Jednak nie. One nie stały.
One unosiły się kilka centymetrów nad ziemią.
Kate poczuła coś
dziwnego, coś co podpowiadało jej aby podeszła do istot. Wyszła z kryjówki i
spróbowała stanąć na nogach. Okazało się jednak, że ona również lewituje. Wtedy
dołączył do niej Mike i oboje poszybowali do postaci. Dopiero teraz Kate
zauważyła, że mgły już nie ma a w około panuje wiosna. Przyjaciele byli kilka
metrów od postaci, gdy czarne chmury zakryły niebo i rozpadał się deszcz.
Jednak krople wody nie spadały na ubranie Katlin. Rozmywały się kilka
centymetrów nad jej głową.
W końcu Kate i Mike
doszli do mglistych postaci. Dopiero jednak kiedy dzielił ich od nich metr
Katlin rozpoznała pierwsze dwie osoby. Byli to jej rodzice.
Ojciec z czarnymi
włosami i zarostem, z zielonymi oczami i zamyśloną twarzą oraz matka,
blondynka, z błękitnym wzrokiem i głową w chmurach. Oboje lekko się uśmiechali,
jakby nie widzieli Katlin tylko prze kilka chwil.
Obok nich stały
trzy dziewczynki. Były do siebie uderzająco podobne, pewnie były trojaczkami.
Były małe, miały może dwa, trzy latka. Ubrane były w różowe letnie sukienki, a
ich głowy przepasane były czerwonymi chustami. Wszystkie szczerzyły swoje buzie
w promiennym uśmiechu.
Kate kątem oka
zauważyła, że oczy Mika zaiskrzyły się. Chłopak jednak nic nie powiedział i jak
zaczarowany wpatrywał się w dziewczynki.
Na Samym końcu
Kate zobaczyła jeszcze jedną postać. Mały chłopiec, którego widziała w oknie w
mglisty wieczór. Teraz wyglądał jednak inaczej. Jego twarz była pełniejsza, a w
oczach tańczyły wesołe promyki.
Właśnie ten
chłopiec spowodował, że dziewczyna nie zbliżyła się do rodziców.
- Katlin, moje
słońce. – Odezwała się mama, swoim słodkim, dźwięcznym tonem.
- Czekaliśmy na ciebie. – Odezwał się ojciec i
rozłożył ramiona by przytulić córkę.
Kate spojrzała na
Mike i napotkała go w objęciach trojaczek. Śmiały się one i ściskały chłopaka.
Dopiero teraz do Kate coś dotarło.
Te same blond
włosy. Te same niebieskie oczy.
Trojaczki były
siostrami Mike.
Kate nie zawracała
sobie jednak głowy tym faktem. Dla niej w tym momencie liczyło się tylko jedno.
Rodzice.
- Czekaliśmy na
ciebie godzinę. Gdzie ty byłaś? – spytała matka
Katlin to jednak
nie obchodziło. Już chciała puścić się w objęcia ojca, gdy odezwał się mały
chłopiec, który do tego momentu stał cicho na boku.
- Nie rób tego.
Wtedy wszystko
stało się za szybko. Świat zawirował. Przez jego odmęty Katlin dostrzegła
jeszcze jak jej rodzice i siostry Mika odciągają chłopca na bok. Później nie
stało się już nic. Ostatnie co Kate pamiętała to widok głębokich niebieskich
oczu.
_____________________________
Rozdział miał być dłuższy, jednak nie miałam weny. Chce również poinformować was, że postów w tym tygodniu nie będzię, ponieważ wyjeżdżam na kolonie (od poniedziałku do niedzieli).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Bardzo proszę nie pisać obraźliwych komentarzy. Przypominam, że komentować może każdy - nawet anonimowi goście mojego bloga.
Za wszystkie komentarze dziękuje ♥