wtorek, 5 listopada 2013

Rozdział XV Na bagnach

    Kate podniosła stopę. Coś głośno chlasnęło i dziewczyna wiedziała już nawet co. Oboje znajdowali się na bagnie. Dopiero teraz Kate zrozumiała, dlaczego korytarz, którym szli zrobiony był z błota.
    Miejsce, na które patrzyli przyjaciele bardzo przypominało to ze strasznych horrorów.
    Nad ziemią unosiła się mgła tak gęsta, że Katlin ledwo mogła dostrzec, co znajdywało się metr przed nią. Dziewczyna powoli ruszyła przed siebie zapadając się po kostki w brązowej brei, która nie tylko wyglądała odstraszająco, ale wydzielała również ohydny słodkawy zapach przywodzący na myśl gnijące mięso. Mike ruszył za przyjaciółką. Widział przed sobą jej plecy. Chłopak zaczął iść szybciej, bo zauważył, że Kate również przyspieszyła tempa. Jednak po kilku minutach zarys Katlin znikł mu z oczu. Mike został sam.

* * *

    Katlin obejrzała się za siebie. Tam, gdzie przed chwilą był Mike znajdowała się pusta przestrzeń. Mgła powoli opadała, ustępując miejsca niepokojącemu widokowi. Wszędzie było błoto. Tylko w niektórych miejscach z wody wystawały trzciny tańczące spokojnie na wietrze. Wtedy dziewczyna coś zauważyła. Przedmiot znajdował się daleko, więc Kate musiała do niego podejść aby się upewnić w swoich mrocznych przekonaniach.
    Kiedy dziewczyna podeszła bliżej przeszedł ją nagły dreszcz. W błocie leżała zabawka. Mały, pluszowy miś. Niby nic niezwykłego, jednak dziewczyna nagle dostała tak strasznych drgawek, że musiała ukucnąć aby nie upaść. Wtedy w trzcinie za swoimi plecami usłyszała szum. Od razu poderwała się z miejsca i uciekła. Nie widziała już jak mały, pluszowy miś zostaje pochłonięty pod ziemię, przez drobną rączkę...


____________________

Wiem, że BARDZO BARDZO MAŁO, ale bark mi weny i to bardzo bardzo... 

wtorek, 22 października 2013

Mgielna dama cz.3


Obudziło go wołanie.
-Wstawaj! Zobacz gdzie trafiliśmy.
Chłopak otworzył oczy, a to co zobaczył przeraziło go. Leżał na jakimś pustkowiu. Po horyzont rozciągała się ogromna pustynia. Nie przypominała jednak Sahary. Piasek był czerwony i rozżarzony. Nie było tutaj nawet małych uschniętych krzaków, które na naszych ziemskich pustyniach zawsze się znajdą. Dzieci stały i patrzyły w ciemne niebo usiane milionami gwiazd. Nagle Adrian spojrzał na Sarę. Twarz miała zapłakaną.
-Nigdzie nie widać nic, czym moglibyśmy wrócić do domu… -Powiedziała przez łzy.
-Zostaniemy tutaj….
Zapadło głuche milczenie przerywane tylko świstem wiatru. Dzieci usiadły na piasku i czekały… Powoli robiły się strasznie ospałe. Straciły już wszelką nadzieję na powrót do domu. Nagle dziewczynka podniosła wzrok. Zdawało jej się, że widzi jakąś jasną postać sunącą do nich przez mgłę.
-Adrian ja chyba mam gorączkę. Widzę jakąś zjawę.
Chłopak dotknął jej czoła. Było tylko lekko mocniej rozgrzane, ale nic nie wskazywało na gorączkę.
-A gdzie widzisz tą… zjawę? –Zapytał z obawą i spojrzał w kierunku, który wskazała koleżanka.
-Ja nic nie widzę… Chociaż, czekaj. –I wysilił wzrok. Dojrzał małe światełko unoszące się nad ziemią. Dzieci czekały w napięciu. Z czasem świetlista postać jaśniała i można było rozpoznać jej twarz. Była to młoda kobieta o srebrnych włosach, złotych oczach i w przewiewnej białej szacie. Na tle nocnego nieba wyglądała jak gwiazda. Postać zbliżyła się do dzieci i wyciągnęła rękę. Sara zrobiła to samo. Adrian złapał ją w ostatniej chwili.
-Co ty robisz?! –Zapytał przerażony.
-Zaufaj mi. -Odpowiedziała spokojnym głosem Sara i chwyciła kobietę za rękę.

Wtedy postać wyciągnęła drugą rękę . Adrian niepewnie zrobił to samo, co jego koleżanka. Kiedy dotknął świetlistej dłoni błysnęło jasne światło. Chwile później oboje leżeli na znanej im leśnej polanie

* * *  

Po dwóch tygodniach, od powrotu dzieci do domu w gazetach zaczęły się pojawiać ciekawe artykuły: „Dzieci z Czerwonej Planety”, „Kosmici na Ziemi”, „Najnowsze pojawienie się UFO”,
„Tajemnica NASA” i jeszcze wiele takich.
A dzieci? Siedziały razem w domu w letnie wieczory, rozmawiały, oglądały filmy i śmiały się z tych pogłosek. Nie obchodziło ich, co mówią inni. Najważniejsze dla nich było jedno: Znalazły prawdziwą przyjaźń.






sobota, 19 października 2013

Mgielna dama cz.2


* * *  

Dziewczyna wbiegła na plac przed szkołą akurat w momencie, gdy podjeżdżał autokar, którym mieli udać się do rezerwatu. Kiedy była już prawie u celu, ktoś podłożył jej nogę. Biedna dziewczyna straciła równowagę i upadła. Spróbowała wstać, lecz gdy to zrobiła, poczuła ostry ból w kostce. Nie wytrzymała i znów runęła na ziemię. Nagle ktoś chwycił ją za ręce i pomógł jej wstać. Podniosła twarz i zobaczyła Juliet, swoją najlepszą przyjaciółkę.
Juliet, tak naprawdę nazywała się Julia, ale jej angielskie korzenie oraz zamiłowanie do tego kraju i języka zmusiły ją do zmiany imienia.
Kiedy Sara stanęła prawie o własnych siłach usłyszała za sobą szyderczy śmiech. Odwróciła się na pięcie i spostrzegła Adriana. Był to wysoki ciemnowłosy chłopak z jej klasy. Nikt go nie lubił od czasu, gdy przeniósł się do ich szkoły. I choć od tego wydarzenia minęło już pół roku, nie znalazł sobie żadnych kolegów. Wiele razy groziło mu wylanie ze szkoły, co nie nastąpiło pewnie za sprawą jego bardzo wpływowego ojca. Sara nie zwróciła na niego uwagi, wiedziała, że jest jedną z osób, najbardziej przez niego nielubianą. Z wielką powagą pokuśtykała do autokaru.                                                                                                                                                                        
Kostka nie była zapewne skręcona, bo po jakimś czasie czuła się już lepiej. Autokar powoli ruszył z postoju. Sarę ogarnęła nagle wielka senność.

* * *  

Do rezerwatu dojechali około południa. Słońce zaczęło grzać niemiłosiernie, więc wszyscy ucieszyli się, gdy mogli schronić się w cieniu leśnych drzew. Sara układała po drodze plan zemsty na Adrianie. Wpadła już na genialny i klasyczny pomysł.                                                                                                                                                   
Nagle do wycieczki zbliżył się wysoki jasnowłosy mężczyzna około trzydziestki.
-Witam, nazywam się Mateusz Grzybny i jestem waszym przewodnikiem – Przedstawił się nieznajomy. –Dzisiaj oprowadzę was po naszym pięknym rezerwacie. Tylko jedno krótkie upomnienie. Prosimy nie wychodzić poza ścieżkę… -Tu zaczął wymieniać wiele zasad bezpieczeństwa, których i tak nikt nie był w stanie spamiętać.
Sara go jednak nie słuchała. Myślami już widziała poirytowaną minę kolegi.
Po powtórzeniu przez przewodnika wszystkich punktów regulaminu, wycieczka nareszcie ruszyła ścieżką, w głąb lasu. Dziewczynka zapomniała już, że miała napawać się zielenią i szumem drzew. Szła w środku grupy, więc przy pierwszym zakręcie ukryła się potajemnie w krzakach. Wyciągnęła coś z kieszeni i położyła to na chodniku. Nadszedł Adrian. Już miał ominąć kryjówkę Sary, gdy coś przykuło jego uwagę. Na ziemi leżał dwudziestozłotowy banknot. Sięgnął po niego nie wiedząc, że dziewczyna tylko na to czeka. Kiedy już miał pochwycić pieniądz, ten nagle uniósł się w powietrze i odleciał kawałek dalej. Chłopak nieświadomy podstępu zszedł z drogi i pobiegł za nim. I takim oto sposobem razem z Sarą znaleźli się na leśnej polanie. Wtedy banknot opadł i już nie poruszył się.. Adrian gotował się do skoku na niego. Skoczył i… znalazł się na ziemi, bo właśnie w tym momencie dziewczynka pociągnęła za linkę dowiązaną do pieniądza. Sara zachichotała. Adrian wstał i podszedł do jej kryjówki.
-Co ty tutaj robisz? - Zapytał z nieudawanym zdziwieniem.
-To kara!                                                                                                                                                           
-Za co?
-To już nie pamiętasz? –Odpowiedziała ze złością Sara i ruszyła w stronę pola.
-Zaczekaj! –Adrian podbiegł do niej.
-Ja ci podstawiłem nogę bo… bo chciałem do ciebie zagadać tylko nie wiedziałem jak…  
-Mówiąc to zaczerwienił się.
-Chciałeś pokazać jak bardzo mnie lubisz, skręcając mi kostkę?!
-Ja wiem może teraz to brzmi trochę głupio ale… tak.
-Ok. O tym porozmawiamy później ale… gdzie my jesteśmy?
-Nie wiem. Masz komórkę? –Zapytał Adrian. Sara przytaknęła i wyjęła telefon. Po chwili jednak zobaczyła, że nie ma zasięgu. Dziewczyna ruszyła przed siebie próbując go znaleźć, lecz nagle Adrian złapał ją za rękę                                                                                                                               
-Zaczekaj. –Pociągnął nosem. –Czujesz? Coś pachnie dymem. – I nie czekając na koleżankę poszedł za zapachem. Po minucie marszu wyszli w pole. To co zobaczyli zmroziło im krew w żyłach. Pośrodku pola leżał dziwny obiekt. Dzieci stanęły jak zahipnotyzowane, a potem powoli zaczęły iść w kierunku statku. Nagle Adrian ocknął się.
-Co my robimy?! Ukryjmy się!
Sara szła jednak dalej aż w końcu znikła we wnętrzu pojazdu. Adrian nie czekając na nic pobiegł za nią. Kiedy wszedł do środka dziewczyny nie było. Za to na końcu pomieszczenia stała mała iskrząca się kopuła, która przykuła wzrok Adriana. Nagle nie panując nad własnym ciałem zaczął kroczyć ku niej. Nie wiedział co robi. Wpadł w trans. Kiedy znalazł się w środku, stracił grunt pod nogami. Nagle spadł w otchłań.


_____________________

Zapraszam do komentowania, oraz TUTAJ

wtorek, 15 października 2013

Mgielna Dama

Nie mam czasu na pisanie rozdziałów, więc postanowiłam udostępnić wam fragment (na razie fragment) opowiadania, które w zeszłym roku zdobyło wyróżnienie, na tle 800 prac wysłanych do Pacanowa :-) Oto one.

--------------------------------------------------



Był sobotni ranek. Na dworze panowała głucha, a czasami aż niepokojąca cisza. Tylko raz po raz przerywał ją warkot przejeżdżającego samochodu. Słońce nieśmiało przeświecało przez puchowe chmurki unoszące się na niebie. Lekki wietrzyk, falował leniwie liśćmi drzew. W małym domku na przedmieściach spała smacznie dwunastoletnia dziewczynka. Na jej twarzy malował się błogi uśmiech… Lecz nagle ciszę przerwał ostry pisk. Przypominał nieco syrenę policyjną, ale był o wiele głośniejszy. Zaraz potem nastąpił huk. Błysnęło oślepiającym światłem, a w powietrze uniósł się ostry zapach dymu. I wtedy… wszystko ucichło tak nagle jak się zaczęło. Znów zapanowało milczenie.

* * *   

Sara podskoczyła na łóżku. Była chwilowo zdezorientowana, nie wiedziała co wytrąciło ją ze spokojnego snu, który widniał jej nadal przed oczami. Jakaś mglista postać wzięła ją za rękę i uniosła w górę, tak lekko, jakby ona sama była tylko ziarenkiem piasku. Nie widziała twarzy postaci, ale była niemal pewna, że to kobieta. Z czasem jak wznosiły się razem ku chmurom postać jaśniała. Kiedy światło osiągnęło moc słońca, Sara… Obudziła się. Usiadła na łóżku starając przypomnieć sobie co ją do tego doprowadziło. Ale z myślami tak czasem bywa, że im bardziej staramy je sobie przypomnieć, tym bardziej  zapominamy. Tak stało się również w tym przypadku. Po pewnym czasie dziewczynka chciała sprawdzić, która godzina, lecz to co zobaczyła, zdziwiło ją. Budzik był spalony i ulatywał z niego śmierdzący dym. Dziewczynka westchnęła. Wzięła budzik do ręki, wyrzuciła do kosza na śmieci stojącego obok biurka i poszła się ubrać.
Kiedy po dziesięciu minutach zeszła do kuchni miała na sobie kolorowy T-shirt, jeansową kurteczkę i spodnie oraz firmowe adidasy. Natomiast swoje długie, czarne włosy spięła w kucyka, który kiwał się z każdym jej krokiem. Mogła wreszcie odczytać godzinę z zegara wiszącego nad sześcioosobowym stołem. Była godzina wpół do siódmej. Do upragnionej wycieczki szkolnej zostało jeszcze pół godziny. Całą klasą mieli dzisiaj odwiedzić rezerwat przyrody. Może nie byłoby w tym nic interesującego, ale dla dziewczynki, która niemal nigdy nie była w lesie, ponieważ jej matka była zbyt przewrażliwiona, by jej na to pozwolić, było to coś zupełnie nowego i nieznanego. Już słyszała świergot tysiąca ptaków i szum drzew, już czuła zapach mchu i paproci, już widziała rozciągającą się po horyzont zieloną puszcze…
Z rozmarzenia wyrwała ją matka.
-Saro co ty tu robisz?! Za dziesięć minut masz być przed szkołą! –Krzyknęła.
Sara skamieniała i spojrzała na zegar. Racja było za dziesięć siódma. Dziewczynka chwyciła przygotowaną już wcześniej torbę i wybiegła. Mama zdążyła tylko za nią krzyknąć:
-Na pewno nie zapomniałaś sprayu na komary?!
Lecz Sara już tego nie dosłyszała… Była w drodze po przygodę.

sobota, 12 października 2013

Informacja

Niedawno na mojego drugiego bloga dodałam posta o akcji marzycielska poczta. Tutaj już nie zdążyłam, ale wpis można zobaczyć TUTAJ!

niedziela, 29 września 2013

Rozdział XIV. Pierwszy żywioł

    Katlin i Mike weszli do komnaty. Bardzo różniła się ona od pokoju w z którego przyszli. Jej ściany również wyłożone były pirytem, jednak podłoga była z ciemnego drewna. Przez małe kamienne okienka umieszczone wysoko, aż pod okrągłym sklepieniem, wpadała do środka jasna księżycowa poświata. To już całkiem zaskoczyło przyjaciół, którzy dopiero co widzieli upalny, plażowy dzień.
    Naprzeciwko towarzyszy znajdywały się cztery drzwi. Były one ułożone w półkolu. W każdym z nich była ogromna dziura wielkości ludzkiej ręki. Miały one również szybkę. Kiedy jednak Kate podeszła by w nią zajrzeć, zobaczyła tylko własne odbicie.
    - Chyba musimy tam wejść. - Powiedział niechętnie Mike.
    - Pewnie tak. - Odpowiedziała Kate
    -To gdzie najpierw? - Spytał Mike.
    - Może zacznijmy od początku?
     Chłopak kiwnął głową i Razem z przyjaciółką podszedł do pierwszego wejścia. Kate uniosła ciężką klamkę. Drzwi otworzyły się ze skrzypieniem. Za nimi była ciemność.
    Mike wszedł pierwszy. Słychać było jego kroki, jednak jakby odległe. W końcu umilkły całkowicie.
    Katlin poszła za przyjacielem. Kiedy wykonywała drugi krok w ciemności, drzwi zatrzasnęły się za nią. Dziewczyna odwróciła się i rzuciła się do klamki. Jednak tej nie było. Kate zaczęła walić pięściami w drzwi. Nagle poczuła na swoim ramieniu czyjąś rękę. Pisnęła.
    Zza narożnika wybiegł Mike z latarką. Poświecił w oczy Kate aż ta musiała je zasłonić ręką.
    - Co się stało? - Spytał roztrzęsionej dziewczyny.
    - Nie, chyba coś mi się zdawało. - Odpowiedziała Katlin sama nie wiedząc co mówi.
    - To chodź - powiedział chłopak i chwycił Kate za rękę. Razem ruszyli długim korytarzem. Katlin zauważyła, że kamień z którego zbudowany był korytarz zaczął zamieniać się w brązową breję. W błoto.
    Nagle dziewczyna poczuła coś na głowie. Coś zimnego i wilgotnego. Wzdrygnęła się i przygładziła włosy.
    "To nic." powtarzała sobie w myśli "Tylko woda". Jednak cały czas miała jednak wrażenie, że ktoś ją obserwuje
     Korytarz zaczął biec w górę. Przyjaciel musieli zwolnić, aby się nie zmęczyć za szybko.
     Kate przejechała ręką po ścianie. Była wilgotna i miękka. Dziewczyna przestraszyła się, że korytarz zaraz się zawali. Zaczęła iść szybciej. Nagle do jej uszu dotarł głuchy łoskot. Serce biło w jej piersi jak oszalałe, gdy szła w stronę, z której usłyszała dźwięk. Było to przed nią. Wtedy Katlin usłyszała jęk Mika.
    - Co się stało - Spytała zdenerwowana, jednak strach powoli ją opuszczał.
    - Uderzyłem się o drzwi. - Odpowiedział zbolałym głosem Mike.
    - Oj biedaku... - powiedziała Kate ironicznie. Strach zniknął i został zastąpiony przez sarkazm. Dziewczyna podeszła jednak do przyjaciela i pomogła mu wstać, po czym podniosła latarkę i skierowała w stronę, którą wskazał Mike. Rzeczywiście znajdowały się tam potężne drewniane drzwi.
    Katlin delikatnie je popchnęła. Rozległ się nieprzyjemny pisk. Zanim dziewczyna zobaczyła co jest za drzwiami poczuła nieprzyjemną woń pleśni i wilgoci.
    Kate zrobiła krok. Stopa zapadła jej się w wilgotną ziemię.

_______________________________________________

Wiem, że długo nie pisałam. Nie miałam weny, źle się czułam itp itd. A następny post już za tydzień.

Ps. Zapraszam!


wtorek, 24 września 2013

zapowiedź

Następny post postaram się dodać jutro ponieważ źle się czułam i nie miałam czasu tego zrobić. A na razie możecie zajrzeć na mojego drugiego bloga.

Witaj

Moją pasją jest pisanie opowiadań fantastycznych. To pomaga mi ulotnić się w moje własne miejsce, do świata w którym jestem inna. Lepsza. Nie lubię ludzi, którzy próbują mnie zmieniać i coś mi wmawiają. To wszystko z mojej strony.