środa, 26 czerwca 2013

Rozdział III. Podróżnicy


  - Katlin... Halo jesteś tam? Katlin! - Stanowczy głos Haurona wyrwał dziewczynę z zamyślenia
    - Co... Ach tak... Jestem - Odpowiedziała dziewczyna, jednocześnie przyłapując się na roztargnieniu. 
    - Więc jak? Przystajesz na naszą propozycję? - Zapytał jeden z Wyższych. Kate nie wiedziała jak miał on na imię. Nigdy nie potrafiła ich rozróżnić. Wszyscy mieli ciemne, mądre oczy i czarne włosy. Nosili również długie granatowe peleryny. Wszyscy przewyższali Katlin co najmniej o głowę. Może nawet byli braćmi, jednak Kate nigdy nie miała odwagi ich o to zapytać.
    - Katlin co z naszą propozycją? - Zapytał z naciskiem Wyższy. - Zgadzasz się na nią, czy nie?
    "Czy się zgadzam? - Pomyślała Kate. - O czym oni w ogóle mówią"
    - Przepraszam moglibyście mi jeszcze raz przedstawić swój pomysł? Muszę się zastanowić...
    Wyższy siedzący naprzeciwko niej wypuścił głośno powietrze i pokazał reszcie rady, aby się ścieśnili. Wszyscy oprócz Katlin usiedli w kole i zaczęli coś zaciekle szeptać.
    - Mówiłem, że to zły pomysł...
    - Trzeba było jej nie dopuszczać...
    - Pamiętajcie... - W tym głosie Katlin rozpoznała Haurona. - Ona to Temvia. Trzeba ją chronić.
    Rozmowa trwała jeszcze kilka minut. W końcu wszyscy umilkli i z powrotem zajęli swoje miejsca. Teraz odezwała się Katlin.
    -Co to znaczy, że jestem Temvia dlaczego macie mnie chronić?
    Wyżsi spojrzeli po sobie porozumiewawczo. Wreszcie wstał Hauron, lecz zamiast mówić zaczął nasłuchiwać. Dał innym znak ręką, aby umilkli. Dopiero w tym momencie Katlin zorientowała się, że od dłuższego czasu słyszy równomierne pukanie wydobywające się od strony drzwi.
    Cztery głośne.
    Jedno ciche.
    "To na pewno ktoś z rady" - pomyślała Kate i rozejrzała się po pomieszczeniu. Wszystkie miejsca były jednak zajęte. Chociaż chwilę... Obok biblioteczki stojącej w samym rogu pokoju, znajdowało się krzesło. Było zapewne przyniesione z innego pomieszczenia, ponieważ nie było czerwone jak wszystkie inne, tylko pomarańczowe.
    Katlin jeszcze raz zmierzyła wzrokiem twarze wszystkich członków rady. Dopiero teraz zobaczyła między nimi znaczne różnice. Niektórzy mieli jaśniejsze włosy, ciemniejsze oczy, lub ledwo widoczny zarost. Wszyscy bez wyjątku byli na swoich miejscach. No pewnie. Przecież tylko w razie jakiegoś wypadku można było nie zjawić się na radzie. A gdyby taki się zdarzył, zapewnie inni zostaliby o nim poinformowani już na początku zebrania.
    Więc kto pukał do drzwi?
    Katlin zaraz miała się o tym przekonać, lecz najpierw głębiej wsłuchała się w pukanie. Nie było ono podobne do pukania członków rady. Te były szorstkie i pozbawione jakiegokolwiek wyczucia. Ten natomiast odgłos był miękki, ciepły a ten, kto go wystukiwał robił to w jakimś ustalonym dla siebie rytmie.
    Hauron powoli wstał i podszedł do drzwi. Chwile się przed nimi zatrzymał, po czym jednym ruchem otworzył je na całą szerokość.
    Na zewnątrz był już wieczór, więc Kate musiała przyzwyczaić wzrok do ciemności, zanim zobaczyła, kto stoi w progu. Była to wysoka postać ubrana w długi czarny płaszcz. Z pod kaptura, rzucającego złowieszczy cień na twarz przybysza, widać było coś błyszczącego, jak gdyby paliła się tam świeczka, bądź lampa.
    Gość zdjął kaptur. Dopiero teraz Katlin dostrzegła, że to nie była lampa, tylko jasne włosy, odbijające światło żyrandola wiszącego nad stołem zebrań.
    - Nareszcie przyszedłeś! - Powiedział Hauron i wyciągnął rękę do nowo przybyłego młodzieńca. Ten oderwawszy spojrzenie od Kate skierował je na mówiącego.
    - Przepraszam za spóźnienie, ale zatrzymały mnie Monstirritusy.
    "Znowu te dziwne nazwy" - Pomyślała Katlin.
    - Tak, oczywiście. - Mówił dalej Hauron - ostatnio jest z nimi sporo kłopotów...
    - Przepraszam, że przerywam - Wtrąciła się zniecierpliwiona, już trochę Kate - O czym my mówimy?
    - Pozwól, że ja ci to wytłumaczę. - Powiedział spokojnie Hauron, po czym usiadł naprzeciwko niej.
- Pamiętasz dzień, w którym twoi rodzice zniknęli?
    "Pewnie, pamiętam to doskonale." - chciała powiedzieć Kate, ale tego nie zrobiła.
    - Pamiętam to, ale już jakby przez mgłę. - Odpowiedziała. Mówiąc to czuła ucisk w żołądku. Czasami, jedno wspomnienie boli bardziej, niż przeżywanie na nowo tego samego.
    Hauron zrobił zaniepokojoną minę, ale mówił dalej.
    - W momencie, kiedy wymazałaś wspomnienie z pamiętnika stałaś się  Temvią. Temvianami zostają ludzie, którzy mają wpływ na czas. Nieważne jaki. Można tak jak ty, używać do tego środków zewnętrznych, można mieć też po prostu dar panowania nad czasem. Takiej Temvii nie widziano jednak od bardzo dawna.
    - No dobrze. - Powiedziała słabo Kate. - A co to jest  Monstirritus?
    - Monstirritus - tym razem odezwał się nowo przybyły. - To istoty, które zabierają czas. Ich nie ma, nie było i nie będzie. One nie istnieją w przestrzeni, tylko w czasie. To tak jakbyś zamknęła się w jakimś szklanym pudełku a wokół niego umięściła różne ptaki. Widzisz je, a one widzą ciebie, jednak nie potraficie się dotknąć. W końcu jednak ptaki zaczynają uderzać o szkło a ono się tłucze. Wtedy zwierzęta mogą zabrać coś z pomieszczenia. Różnica polega na tym, że możesz wyjść z pudełka i zacząć je gonić.  naszym świecie byłoby to niemożliwe.
    - Jak powstały Monstirriusy? - Zapytała zaciekawiona Katniss.
    - Żeby się tego dowiedzieć musianoby skonstrułować pojazd, który wyszedł by z przestrzeni, a tego nie dokonał jeszcze nikt.
    - Prawie nikt... - Dopowiedział cicho Hauron. - Był pewien Monstirritus, który wyszedł z przestrzeni i zamieszkał w naszym czasie. Zamknął się w próżni i z tamtąd kontaktował się  pewnym uczonym. Telepatycznie. Uczony ten zaczął zapisywać "rozmowy"  w pewnej księdze. Niestety zostawił ją w Omriksie.
    - A co to jest? - Spytała znowu Katlin, nie przypominając sobie, by kiedyś słyszała tą nazwę.
    - To pradawne miasto zamieszkane przez istoty cienia. Chcemy, abyć się tam właśnie udała.
    - Przecież przed chwilą mówiliście, że trzeba mnie chronić.
    - Prawda, ale tylko tak możemy odzyskać twoich rodziców. A poza tym nie pójdziesz sama. Pójdziesz z Mikiem (czytaj Majkiem) - ruchem głowy wskazał na blondyna.
    - A, za przeproszeniem, co on może działać?
    - To pierwszy od wielu stuleci Podrónik w czasie. PRAWDZIWY.
Mike skinął powoli głową. Wtedy stało się coś dziwnego. Ściany Libiru poruszyły się. Wszystko zaczęło się trząść. Cegły wypadały ze ścian, obrazy spadały z półek. Nagle wszysy znieruchomieli.
    - Szybko - Krzyknął Jack - Musisz uciekać!
    - A co z resztą?! - Odkrzyknęła Katlin.
    - Muszą sobie poradzić! Nic nie zrobimy! To  Monstirritus!
     Nagle twarz Kate zbladła. Dziewczyna poczuła jak krew odpływa jej z twarzy.
    -Biegnij do swojego domu! - Powiedział jej Jack. - Na pewno cię znajdę.
     Katlin Pamiętał już tylko ostry fragment potłuczonego szkła, przecinającego jej rękę. Pobiegła  ile sił w nogach. Po drodze obejrzała się jeszcze i zobaczyła ogromny fragment świata, który odlatywał w nicość. Mike miał rację. Nic nie dało się zrobić.



    Kate otworzyła oczy. Leżała na swoim łóżku i kurczowo trzymała się koca, jakby tylko to mogło ją powstrzymać, przed odleceniem w nieznane. Na wspomnienie poprzedniego dnia zaschło jej w gardle.
    Nagle usłyszała pukanie.
    Cztery głośne.
    Jedno ciche.





 

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Bardzo proszę nie pisać obraźliwych komentarzy. Przypominam, że komentować może każdy - nawet anonimowi goście mojego bloga.
Za wszystkie komentarze dziękuje ♥

Witaj

Moją pasją jest pisanie opowiadań fantastycznych. To pomaga mi ulotnić się w moje własne miejsce, do świata w którym jestem inna. Lepsza. Nie lubię ludzi, którzy próbują mnie zmieniać i coś mi wmawiają. To wszystko z mojej strony.